piątek, 12 grudnia 2014

XVII THIS MEANS TROUBLE.

[[ Z punktu widzenia Danieli ]]
Obudziłam się tej nocy z wielkim bólem głowy. Ledwo mogłam ruszać głową. Nie pamiętałam zupełnie nic z poprzednich paru godzin. Gdy spojrzałam na ekran telefonu, zegar na wyświetlaczu wskazywał godzinę 23.42. Byłam załamana i chciałam umrzeć, jednak ponownie mi się nie udało. Byłam już kiedyś w tym miejscu. Usiadłam delikatnie i powoli na łóżku, przecierając oczy. Nawet nie wiem, jak znalazłam się we własnym łóżku. Minęło paręnaście minut, zanim przypomniałam sobie, co powiedział mi tego dnia Isaac, gdy odwiedziłam go w areszcie. Wspomnienie to wcale nie sprawiło, że czułam się gorzej, a wręcz przeciwnie - zmobilizowało mnie do działania. Wzięłam laptopa w dłonie i po włączeniu go, włączyłam YouTube. Na stronie tej wystukałam "tom odell - another love" i włączyłam teledysk do tego kawałka. Uwielbiałam gościa. Gdy usłyszałam pierwsze nuty pianina, uśmiechnęłam się do siebie. Zaczęłam, chwilę później, przeglądać twittera. Przeczytałam, że Riker znowu przedawkował. I to dwa razy teg samego dnia. Byłam zszokowana. Wybrałam numer Rossa i czekałam, aż blondyn odbierze, jednak tak się nie stało.

[[ Z punktu widzenia Rikera ]]
Kiedy otworzyłem oczy  rozejrzałem się dookoła, nie widziałem nic więcej poza jakąś salą, pomalowaną na jaskrawy pomarańczowy. Bolały mnie oczy, wiec mrugnąłem parę razy. Kolor był nie do zniesienia. Kiedy spojrzałem na sufit, rzucił mi się w oczy zielony kolor. Zerwałem się z czegoś, co wyglądało jak materac i podszedłem do drzwi, w które zacząłem walić, rzucając przekleństwa. Chciałem stąd wyjść. Pamiętam podobne miejsce w naszym rodzinnym mieście. Było tam okropnie. To wtedy, kiedy pierwszy raz wziąłem narkotyki, a chłopaki nie wiedzieli, co mają robić i zadzwonili po karetkę. Pogotowie zabrało mnie wtedy do izby wytrzeźwień, a potem do specjalnej sali dla uzależnionych. Gdy odsunąłem się od drzwi, uprzednio w nie kpiąc, i usiadłem na materacu, opierając się o ścianę, ktoś wszedł do środka. Była to niska blondynka z pięknymi nogami. Onieśmieliła mnie. Podeszła do mnie i schyliła się. Była bardzo kobieca. Podniosłem jedną brew do góry. Myślałem tylko o tym, jak piękne ma ciało. Chciałem ją posiąść, jednak wiedziałem, że to nie zdarzy się tutaj. Musiałem się powstrzymać. Okazało się, że jest to pracownica socjalna, mniej-więcej w wieku 23 lat, która przyszła ze mną porozmawiać. Zauważyłem po chwili, że ktoś wniósł jej krzesło i postawił naprzeciw mnie, a ona usiadła na nim, nakładając lewą nogę na prawą. Wyglądała niezwykle seksownie.

[[ Z punktu widzenia Danieli ]]
Będąc w kuchni, usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Pobiegłam do pokoju, gdzie leżał i wzięłam go do ręki. Ekran wskazywał, że dzwoni Ross. Odebrałam.
-Cześć, Daniela. Co chciałaś? - powiedział blondyn bardzo cicho, wściekłym głosem. Wolałam nie wchodzić z nim w dyskusję, więc nie zapytałam, dlaczego jest wściekły.
-Dzwoniłam, ponieważ słyszałam o tym, co stało się z Rikerem. To niesamowite, jak ludzie mogą być tak głupi. Przecież on ma zespół, jest dorosły, musi być odpowiedzialny. Czy on zgłupiał? - mówiłam do słuchawki. Podobnie jak Ross, wkurzyłam się. Nie wiedziałam już, co mam mówić, czy robić. 
-Eh, on tak zawsze. - rzucił jeszcze bardziej smutnym głosem Ross. Nie wiedziałam, jak mu pomóc, a tak bardzo tego chciałam.

[[ Z punktu widzenia Rossa ]]
Oddzwoniłem do Danieli, od której telefonu wcześniej nie odebrałem ze wzg. na to, w jakim popapranym byłem humorze. Do tego Rydel gdzieś wcięło. Poszła na zakupy trzy godziny wcześniej, a do tej pory nie wróciła. 
Kiedy dziewczyna (Mogę ją nazwać przyjaciółką? Była mi bardzo bliska...) odebrała telefon, uśmiechnąłem się w głębi duszy, jednak mój głos pozostawał zimny, smutny i wkurzony. Moje uczucia zawsze można było wyczytać z twarzy, czy usłyszeć w głosie. Dziewczyna dobrze wiedziała, co stało się Rikerowi. Chciałem tylko chwilę z nią porozmawiać. 
-Eh, on tak zawsze. - rzuciłem jeszcze bardziej smutnym głosem. Wiedziałem, że dziewczyna nie umie mi pomóc, jednak bardzo chciałem, żeby jakoś jej się to udało. Chciałem w tej chwili uciec na chwilę od problemów.
-Trzymasz się jakoś? - zapytała Daniela, po czym westchnąłem. Sam już nie wiedziałem.
-Szczerze? Nie. Nie wiem, czy ten jutrzejszy koncert ma jakiś sens. - wzruszyłem ramionami, wzdychając. Usłyszałem westchnięcie po drugiej stronie słuchawki. Nie wiem dlaczego, ale uśmiechnąłem się.
-Jesteście w Vanvouver? Bardzo chciałabym się z wami zobaczyć. Najlepiej jak najszybciej. - usłyszałem, a po chwili posmutniałem. Daniela była tak daleko, a jej propozycja była taka nierealna. Pragnąłem ją przytulić, jednak nie mogłem. Usiadłem na kanapie, drapiąc się po karku wolną ręką.
-Tak. Szkoda, że to tak daleko... - rzuciłem. Nasza rozmowa trwała jeszcze dobre parę minut. Dziewczyna próbowała mnie pocieszyć. Raz się nawet zaśmiałem, jednak wciąż byłem w beznadziejnym humorze. Gdy odłożyłem telefon, rzuciłem się na łóżko i momentalnie zasnąłem.

[[ Z punktu widzenia Rikera ]]
Kiedy kobieta skończyła rozmowę ze mną, położyłem się na materacu, jednak poczułem pod sobą coś twardego. Gdy wsadziłem rękę pod materac, poczułem jakąś folię z jakąś substancją w środku. Postanowiłem ją wyciągnąć. Ku mojemu zdziwieniu, była to kokaina. Nie mam pojęcia, skąd, ani jak, się tu znalazła, ale byłem wdzięczny losowi, że właśnie tutaj i w tej chwili się pojawiła. Niczym magia. Wysypałem całą zawartość małej torebeczki na małą etażerkę po prawej stronie materaca i usiadłem okrakiem obok niej. Zatykając palcem jedną dziurkę w nosie, wciągnąłem nosem biały proszek znajdując się na etażerce. Poczułem, że odpływam. Nie wiem, co się działo. Po chwili straciłem przytomność.

[[ trzy dni później -> bezosobowo ]]
Od ostatniej rozmowy głównej bohaterki z jej najlepszym przyjacielem, żadne z nich nie odezwało się więcej do siebie. Daniela nie chciała się narzucać, a Ross dowiedział się, że jego brat jest w śpiączce, o czym oczywiście ona nie wiedziała. Zespół się rozpadał. Ludzie nie chcieli kupować biletów na koncerty, a ci, co już je zakupili, zaczęli je zwracać. Menadżer zespołu przeczuwał kłopoty. Nie było wyjścia - musieli grać, bez Rikera, w stanie depresyjnym. Całe życie im się waliło, jednak  nie dawali za wygraną. Ciągle walczyli o ich miejsce w showbiznesie. Walczyli o fanów. Walczyli o Rikera. 

[[ dzień później - z punktu widzenia Danieli ]]
Obudziłam się, słysząc obok siebie dźwięk dzwonka telefonicznego. Wzięłam komórkę do ręki. Na ekranie zobaczyłam treść "5 połączeń nieodebranych od: Ross" i "Dzwoni Ross". Szczerze mówiąc, nie miałam ochoty na żadną rozmowę, ale blondyn był moim przyjacielem, mimo wszystko. Odebrałam telefon. Chwilę później dowiedziałam się, że jego najstarszy brat jest w śpiączce. Gwiazda Disneya poprosiła mnie, abym udała się do Vancouver jak najszybciej, ponieważ nie wiadomo, czy Riker przeżyje noc. Był w śpiączce, a jego wyniki badań nie były zbyt dobre. Wszystko działo się tak szybko. 
Po rozłączeniu się, zamówiłam jak najszybciej bilet na najbliższy samolot do Vancouver, ubrałam się i przyszykowałam. Do torebki spakowałam w pośpiechu dokumenty i gdy nałożyłam buty i kurtkę, wybiegłam z domu, na szybko zamykając drzwi. 

[[ Z punktu widzenia Ellingtona ]]
-Właśnie dostałem telefon! - krzyczał Andre, menadżer. -Wszyscy organizatorzy koncertów powoli się wycofują! Nikt nie chce już was widzieć! Nie wróżę wam przyszłości! 
Nie wiedziałem o co chodzi, ale jego krzyk zbudził mnie ze snu. Gdy otworzyłem oczy, zobaczyłem zaspaną Rydel, siedzącą ze zszokowaną miną na swoim łóżku. Rocky'ego nie było w pokoju. Musiał zatem być w łazience, bądź dalej spał w swoim pokoju. Zerwałem się z łóżka.
-Ale o co chodzi? - zapytałem zaspanym głosem. 
-Zachowujesz się jak Rydel podczas okresu. -próbowałem obrócić tę całą sytuację w żart, ale nikomu nie było do śmiechu. Andre spojrzał na mnie spode łba. Uciszyłem się.
-Koniec z waszym zespołem! Koniec z R5! - powiedział stanowczym głosem, po czym wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami. Wstałem z łóżka i zobaczyłem kątem oka, że Rydel jest załamana. Dosiadłem się obok niej i objąłem ją prawą ręką. Dziewczyna położyła głowę na moim torsie, a ja pocałowałem ją w czubek głowy. Uwielbiałem ją.

[[ Parę godzin później - bezosobowo ]]
Po całej sytuacji, jakiej doświadczyli Rydel i Ellington, postanowili się zabawić na zakupach. Nie znali miasta, ale znaleźli w okolicy jakieś niezbyt duże centrum handlowe. Gdy znaleźli się w środku, biegali po sklepach, próbując się rozweselić. Jednak nie mogli. Pod koniec zakupów, Rydel zniknęła z punktu widzenia Ellingtonowi. Chłopak nie wiedział, co się dzieje, ale gdy byli mniejsi, bawili się w chowanego w sklepach, więc sądził, że dziewczyna właśnie się chowa. Szukał jej po całym centrum. Zadzwonił nawet na jej telefon i nagrał jej się na sekretarkę. Wrócił do domu sam. Wszyscy pytali, gdzie jest Rydel, a chłopak wymyślał jakieś wymówki co i róż, gdyż czuł się winny jej zniknięcia. Potem dostali telefon. Rydel została porwana, a porywacz żąda miliona dolarów okupu do wieczora, albo dziewczyna może pożegnać się ze wszystkim, co ma. W słuchawce usłyszeli płacz i głuchy krzyk Rydel i słowa "zamknij się, suko, jesteś moja i żaden twój pedał ci nie pomoże!".  Ellington zadzwonił na policję. Bardzo się bał o dziewczynę, w której był zakochany od dawna. Bał się, że ona umrze, zanim powie jej, co do niej czuje. Policja jednak nie chciała im pomóc. Ross z paniką liczył pieniądze. Brakowało im paru tysięcy. Wszyscy się załamali. To koniec.


_________________________________________________________________


CZEEEEŚĆ. Tak długo mnie tu nie było. Czuję się winna, ale już prawie nikt nie czyta mojego bloga, smuteczek :(.  Postanowiłam jednak, mimo wszystko, dodać ten rozdział. Mam nadzieję, że wam się podoba. Jak myślicie, co stanie się dalej? 






> Następny rozdział już niedługo, a w nim (SPOJLERY, CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!):
o Rydel trafia do szpitala,
o Riker dalej w śpiączce, w stanie krytycznym,
o Zespół traci kontrakt z wytwórnią płytową,
o Lynchowie tracą dom i bankrutują,
o Daniela przygarnia rodzinę Rossa do siebie na parę nocy (będzie trochę 'Roseli' :)),
o Isaac próbuje skontaktować się z dziewczyną w sprawie kolejnych puzzli układanki,
o Mark, ojciec Rossa, ostrzega dziewczynę przed chłopakiem.

czwartek, 25 września 2014

XVI BIG PROBLEMS, NO SYMPATHY.

[[ Z punktu widzenia Rikera ]]
Nie to, że narzekam na własne życie, ale pobudka o 5 rano to już przesada. Nienawidzę i nie umiem wytrzymać całego dnia i koncertu tego wieczoru po niecałych 5 godzinach snu. To jest nienormalne. Mimo wszystko, podniosłem się z łóżka i udałem się do łazienki. Mieszkałem w pokoju z Ellingtonem, więc musiałem wstać wcześniej, żeby się przygotować, jako że w łazience siedzę dłużej. Przygotowałem się do wywiadu, co zajęło mi około godziny i zanim Ell wstał, byłem już gotowy. Wyszedłem więc na balkon, gdzie spaliłem jointa. Chłopak, po wstaniu, nawet nie zorientował się, że mnie nie ma. Najwidoczniej niewyspanie jemu też wdało się we znaki. Mieliśmy wywiad za około 2 godziny, ale musieliśmy być tam za niecałe półtora godziny, a ze względu na to, że Seattle jest dość dużym i ruchliwym miastem, doradzono nam, żebyśmy wyjechali niedługo. Spaliwszy jointa, wciągnąłem trochę kokainy przez nos i sprzątnąłem wszystko na balkonie na tyle, żeby nikt nie zorientował się, że znów ćpam. Wszyscy, wliczając w to menadżerów, przyjaciół, rodzinę i fanów, starali się, żebym przestał, ale nie umiem. To mnie wypełniło aż po same kości. Zrobiwszy to, co zaplanowałem, wszedłem do ciepłego pomieszczenia i dopiero teraz poczułem, że bardzo zmarzłem. Przeszły mnie dreszcze. Mój przyjaciel właśnie wyszedł z łazienki. 
-Hej, stary. - powiedział, gdy mnie zobaczył. Podniosłem rękę do góry na znak przywitania. Chłopak uśmiechnął się do mnie. Uf, nie zauważył. Zarzuciłem na siebie czarną bluzę z kapturem i wyszedłem z pokoju. Z resztą zespołu, menadżerem i rodzicami mieliśmy spotkać się na dole. Ellington wyszedł tuż za mną, biorąc ze sobą swoje walizki. Ja swoje wyniosłem już wczoraj. Właściwie nawet ich nie przenosiłem z naszego koncertowego busa. 
Niedługo potem znalazłem się na dole. Oparłem się o murek, czekając na resztę. Perkusista usiadł na ławce niedaleko. Zaczął coś mówić, ale nawet nie słuchałem. Zakręciło mi się w głowie, jednak próbowałem tego nie okazywać. Nie mogli wiedzieć, że wróciłem do tego, bo byłoby ze mną źle. Przyjaciel bagaże schował do busa, który stał już na hotelowym parkingu, po czym wrócił na ławkę. Dokładnie w tym samym momencie zauważyłem resztę wychodzącą z budynku. Wszyscy byli w szampańskim humorze. Udawałem, że wszystko jest w porządku. Udawałem uśmiech. Udawałem, że jestem czysty. Gdyby się dowiedzieli, miałbym zakaz grania przez kolejne parę miesięcy. To nie może się wydarzyć. Wsiedliśmy do busa, którym dojechaliśmy do budynku, gdzie mieliśmy wywiad.  Dojechaliśmy na czas. Po drodze spotkały nas dosyć duże korki, ale nie spóźniliśmy się. Przygotowali nas do wywiadu, który miał być nagrywany, i udaliśmy się do specjalnego pomieszczenia, gdzie czekało na nas 5 krzeseł. Dla każdego po jednym. Zająłem jedno, a reszta zespołu usiadła po mojej prawej stronie. Wywiad się zaczął.
-Dzień dobry! Jestem Gina Humphrey, a wy oglądacie wywiad z zespołem R5 dla BoomTV! Jesteście zespołem rodzinnym, prawda? - kobieta była bardzo wesoła, co mnie irytowało, jednak nie dawałem tego po sobie poznać. 
-Nie do końca. Ja, Riker, Rocky i Rydel jesteśmy rodzeństwem, ale Ellington jest tylko przyjacielem. Nie jest z nami spokrewniony. - odpowiedział na to pytanie Ross swoim delikatnym i wesołym głosem. Cieszyłem się, że nie musiałem odpowiadać.
-...Jeszcze. - dodał Rocky, po czym wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Sądzę, że każdy poza mną śmiał się szczerze. Jak dla mnie to był kiepski żart.
-O, przepraszam. A więc, Ellington, jak to jest być jedynym spoza rodziny w tym zespole? - kobieta zwróciła się do naszego przyjaciela, a chłopaka Rydel, Ellingtona. Ross podał mu mikrofon, a chłopak uśmiechnął się.
-Super. Naprawdę, nie jest tak źle, jakby się wydawało. - zaśmiał się, po czym reporterka zadała jeszcze wiele pytań. Jedno skierowała do mnie. Odpowiedziałem na nie jak najszczerzej. Przy ostatnim pytaniu z mojego nosa zaczęła lecieć krew, co zauważyłem niemal od razu. Przycisnąłem palcami nos, po czym wstałem z krzesła i wyszedłem. Ross poszedł tuż za mną. Musiał wiedzieć, że coś się dzieje poważniejszego. Niedługo potem straciłem przytomność.

[[ Z punktu widzenia Rossa ]]
Chyba jako jedyny tego dnia się wyspałem. Lubiłem wcześniej się położyć, tuż po drobnym rozmyślaniu o fanach i wszystkim innym. Po krótkim przygotowaniu się, mama, jak zwykle, ułożyła mi włosy. Mieszkałem w pokoju z Rylandem, ale mama i tata mieszkali pokój dalej, więc u nas bywała najczęściej. Ryland to nasz najmłodszy brat, DJ, nasz support, ale także i menadżer, poniekąd. Naszym głównym menadżerem wciąż jest Andre. Gdy byłem gotowy, zeszliśmy wraz z bagażami do busa, po czym pojechaliśmy na wywiad. reporterka zadała nam parę pytań. Jak zawsze, większość padała w moją stronę. Co się dziwić, jestem w sumie najbardziej znanym członkiem zespołu. Pytano nas o zespół, plany na przyszłość, zadano parę pytań od fanów, przeczytano tweety, przy których bardzo się śmieliśmy i o nową płytę, jak i trasę koncertową. Przy jednym z ostatnich pytań, a może i ostatnim, mój starszy brat, Riker, zaczął krwawić i wyszedł z pomieszczenia, gdzie odbywał się wywiad. Poszedłem tuż za nim. Podejrzewałem, że może znów wrócił do ćpania, ale gdzieś głęboko miałem nadzieję, że może jednak to tylko fałszywy alarm. Chłopak udał się do łazienki, Tam zobaczyłem go. Miał całe zakrwawione rękawy bluzy. Mimo, że była ciemna, dało się to zauważyć. Jego oczy były zmęczone i czerwone. Teraz zauważyłem, że wrócił do tego, co sądziłem, jest jego koszmarem. Zdążyłem do niego podejść, a chłopak runął na ziemię. Złapałem go i zacząłem wołać pomoc. Oczywiście, zaraz przybiegła cała rodzina i Ellington, menadżer i każdy inny. Zawieźliśmy Rikera do szpitala.

[[ Z punktu widzenia Dan ]]
Do pracy przyszłam odpowiednio wcześniej. Jako że był to mój pierwszy dzień w restauracji jako kelnerka, musiałam podpatrzeć to i owo, więc nie marnowałam czasu. Przyglądałam się Jeanine i Wilmerowi, jak roznoszą dania do odpowiednich stolików. Szybko się uczyłam, więc po paru minutach już wiedziałam co i jak. Przebrałam się na zapleczu w dosyć skąpe ubranie (wymóg szefa) i podeszłam do odpowiedniego stolika, gdzie czekali już goście. Podałam im menu i z uśmiechem poprosiłam, aby się zastanowili. Odeszłam na chwilę, a gdy przywołali mnie ręką, podeszłam tam ponownie z notatnikiem i długopisem, abym mogła zapisać wszystko, co zamówili i się nie pomylić. Gdy byłam gotowa, wzięłam od pary menu i zaniosłam je w odpowiednie miejsce, przy okazji zgłaszając w kuchni zamówienie. W związku z tym, że nowi klienci nie przybywali, ucięłam sobie pogawędkę z Wilmerem i Jeanine. Rozmawialiśmy o nas samych, o tym, skąd jesteśmy i tym podobne. Rozmowa nie trwała długo, ponieważ zostałam przywołana do kuchni. Poszłam tam i zastałam jedzenie na talerzach gotowe do podania klientom. Tak też zrobiłam. 
-Smacznego i mile spędzonego czasu życzymy. - powiedziałam z uśmiechem, po czym wróciłam do znajomych kelnerów. Później poszło z górki. Szło mi coraz sprawniej.

[[ Z punktu widzenia Rossa ]]
W szpitalu zostaliśmy poinformowani, że mój brat musi zostać jeszcze parę godzin w związku z dużą utratą krwi. Zmartwiliśmy się, ponieważ dzisiaj mamy pierwszy koncert. Lekarze jednak rozpoznali i mnie, i pacjenta, i od razu powiedzieli, że koncert się odbędzie. Okazało się, że dr Pentahouten ma 8-letnią córkę, z którą wybiera się na koncert, ponieważ jest ona fanką. Zaprosiłem ich na backstage, a reszta zespołu i menadżerowie byli bardzo zadowoleni. Nie wychodziliśmy ze szpitala, jednak nie wpuszczano nas do Rikera. Siedzieliśmy w poczekalni, zastanawiając się, co z nim.

[[ BEZOSOBOWO -> W MIĘDZYCZASIE W LOS ANGELES: ]]
U Isaaca wykryto duży procent marihuany, jeszcze nielegalnej w całym kraju. Zamknięto go w areszcie na parę dni, dopóki nie ma procesu. Miał prawo do jednego telefonu. Zadzwonił do Danieli, jednak ona nie chciała go słuchać. Powiedział, żeby go odwiedziła, bo wie coś, co może ją zainteresować. Odnośnie tamtej nocy? Dziewczyna zastanawiała się długo, czy odwiedzić chłopaka, jednak ostatecznie zdecydowała się to zrobić. Dała mu 10 minut, mimo że maksymalny czas odwiedzin w tym więzieniu wynosi pół godziny. Nie chciała go widzieć na oczy. Chłopak wyjaśnił, że wie coś na nurtujący ją temat. Dziewczyna zapytała, o co chodzi, a Isaac powiedział, że została odurzona przez niego, ale nie wiedział, że ktoś zamierza ją wykorzystać. Daniela wyszła ze łzami w oczach po niecałych dwóch minutach. Wróciła do domu, gdzie kontynuowała płakanie. Nie mogła się powstrzymać. Pragnęła, aby w tym czasie był z nią ktokolwiek, Ross, czy Riker, czy nawet Vicky. Jednak nie było nikogo. Musiała radzić sobie sama. Tego dnia wypiła dość dużo alkoholu i połknęła środki nasenne. 

[[ Z punktu widzenia Rikera ]]
Obudziłem się w łóżku szpitalnym po wielu badaniach, co stwierdziłem po pokutych rękach. Lekarze kazali mi się ubrać, jako że koncert miał odbyć się za godzinę, na szczęście, w hali nieopodal szpitala. Zrobiłem to. Pielęgniarka, Ritha Vincerres, co stwierdziłem po jej tabliczce przyczepionej do różowego ubrania pielęgniarskiego, zaprowadziła mnie do poczekalni. Razem z resztą, w ciszy, udaliśmy się do busa, którym dojechaliśmy na halę. Tam przygotowano nas do koncertu. Ryland wszedł już na scenę. Napisałem tylko tweeta "Już za chwilę, Seattle! Jesteście gotowi?!?!", po czym przygotowałem swój głos, śpiewając rozgrzewkę. Chwilę później wyszedłem do łazienki. Nikt nie poszedł za mną. Wciągnąłem trochę kokainy nosem, po czym wypiłem parę łyków whiskey ze specjalnej buteleczki. Wróciłem do pomieszczenia, gdzie siedzieli wszyscy. Rodzina nic nie mówiła, najwidoczniej nie wiedzieli, że to wszystko przez narkotyki. Jednak Ross ciągle mi się przyglądał. On wiedział. Zdjąłem bluzę, którą przewiązałem przez pas, jak zawsze. 
Weszliśmy na scenę zaraz po tym, jak Ryland z niej zszedł. Na tej trasie nie supportował nas nikt oprócz naszego młodszego brata. Byłem szczęśliwy, ponieważ koncert miał być dłuższy, w związku z tym, aż o trzy piosenki. 
-Seattle, czy jesteście gotowi na show?!?! - krzyknąłem, gdy tylko znaleźliśmy się na scenie. Zaczęliśmy wszyscy grać. Naszą pierwszą piosenką była jedna ze starszych piosenek 'Ain't No Way We're Going Home'. Patrzyłem w stronę widowni, grając na basie. Śpiewałem, gdy nadchodziły moje solówki. Czułem się świetnie. W pewnym momencie zachwiałem się i upadłem, jednak światło nie świeciło w tym momencie na mnie, więc chyba prawie nikt tego nie zauważył. Wstałem. Jednak myliłem się. Wszyscy przyglądali mi się, włącznie z resztą zespołu, którzy przestali grać. Mieli grobowe miny. Ross powiedział coś do mikrofonu. Nie do końca usłyszałem, ale wszyscy zeszli ze sceny. Mnie zniósł Rocky z pomocą Ellingtona. Podejrzewałem, że odwołali koncert. Urwał mi się film. Nic nie widziałem i nic nie słyszałem.

[[ Z punktu widzenia Rossa ]]
Gdy tylko weszliśmy na scenę, wiedziałem, że z Rikerem jest coś nie tak, więc co jakiś czas bacznie go obserwowałem. Nigdy nie zachowywał się w taki sposób. Nawet wtedy, kiedy miał depresję. Nigdy nie ćpał przed koncertami. Nie wiedzieliśmy, co się z nim dzieje. Zagraliśmy ze dwie piosenki, po czym chłopak runął na ziemię. Wszyscy to widzieli. Odwróciłem się do reszty zespołu i pokazałem im, żeby przestali grać, uprzednio robiąc to samo. 
-Przepraszam, ludzie, ale musimy przesunąć koncert. Ewentualnie wrócimy tu za godzinę lub dwie, ale bez Rikera. - powiedziałem do mikrofonu, po czym zeszliśmy ze sceny. Poprosiłem Rocky'ego i Ella, żeby znieśli mojego najstarszego brata ze sceny. W garderobie zadzwoniliśmy po policję. Miałem dosyć. Wyjaśniłem wszystkim, że Riker znowu ćpa i dzisiaj był na haju. Nikt nie mógł uwierzyć. Wszyscy sądzili, że jest rozsądnym chłopakiem i dosyć dojrzałym. Jednak każdy się mylił.
Policja zabrała Rikera. Powiedziano nam, że zamkną go na kilka godzin w czymś a la izba wytrzeźwień, żeby mógł wytrzeźwieć. Zgodziliśmy się. Weszliśmy na scenę i skończyliśmy koncert bez Rikera. Kilka solówek Rikera przejęła Rydel, Rocky starał się grać jak najwięcej, kilka solówek przejął Ell, ale większość przejąłem ja. Ludzie byli zachwyceni, ale brakowało im Rikera. Jednak zrozumieli. 
Kiedy koncert się skończył, udaliśmy się do hotelu. Tej nocy mieliśmy wyjechać do Vancouver, ale menadżer odwołał nasz wywiad radiowy w tamtym mieście i powiadomił, że przyjedziemy dopiero jutro. Nie sądziłem, że wszystko może zepsuć jeden taki incydent. Byłem wściekły. W moich oczach widać było nienawiść. Nie mogłem się pogodzić z tym, że mój najstarszy brat sabotował nasz koncert. Koncert własnego zespołu. Gdy wyskoczyłem z ciuchów, wziąłem szybki prysznic i położyłem się spać. Był tego jeden jedyny plus - przynajmniej się wyśpię.


_______________________________________________________

No i kolejny! To dopiero początek tego wszystkiego. Pierwszy raz mają możliwość być więksi niż każdy inny zespół i mają możliwość zagrania na wielkich arenach i halach na całym świecie, a tu taka niespodzianka... Co będzie dalej? Jak myślicie? Dotrą do Vancouver? Co będzie z Danielą? Czy znajdzie resztę puzzli opowieści? Co stanie się z Rikerem i Isaaciem? Czy I. odzyska wolność? A może Rikera też zamkną? ;)
Jeśli przeczytaliście i wam się podoba rozdział, proszę skomentujcie, bo nie mam pojęcia, co o tym myśleć... Dziękuję :)






















> Następny rozdział już niedługo, a w nim (SPOJLERY, CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!):
o Daniela dowiaduje się o tym, co stało się Rikerowi,
o Riker w śpiączce,
o Kolejne problemy zespołu,
o Rydel zostaje porwana,

poniedziałek, 15 września 2014

Info :)

Witajcie, kochani czytający!
Nie bójcie się, jest to tylko info odnośnie zmian na blogu, nie zawieszam, ani nic w ten deseń. :P

1. Dodałam playlistę muzyczną do bloga, gdzie znajdziecie piosenki, o których wspominałam, bądź jeszcze będę wspominać (playlista może się jeszcze nie raz zmienić), także od razu możecie włączyć sobie piosenkę, której tytuł się pojawi w opowiadaniu (na playliście są tylko tytuły). Możecie podgłośnić muzykę, jeśli tylko chcecie w prawym dolnym rogu strony (suwakiem) ;)

2. Dodałam nagłówek, na którym możecie zobaczyć Rossa i Rikera ORAZ "aktorów", którzy występują w opowiadaniu jako najważniejsze postacie, czyli Danielę i Isaaca.

3. Zmieniłam też wygląd. Nie pamiętam skąd wzięłam szablon (układ itp.), ale w każdym razie jest on z internetu. Tło, czcionka i kolory są dobrane przeze mnie.

4. Wprowadziłam narrację kilkuosobową w każdym z nowych rozdziałów. Stwierdziłam, że raczej nudno jest czytać ciągle tylko o Danieli i jej uczuciach. Uważam, że to świetny pomysł, żebyście poznali psychikę innych bohaterów.

5. Jak już zauważyliście (bądź nie), pod koniec każdego z nowych postów wstawiam kilka (w większości przypadków 4) spojlery odnośnie następnego odcinka. Nie są one szczegółowe. Nie musicie ich czytać, jeśli nie chcecie wiedzieć, co się będzie działo.

Dziękuję za przeczytanie. Trzymajcie się! :)

niedziela, 14 września 2014

XV "I NEVER THOUGHT IT'D BE THAT HARD TO LET IT GO."

[[ Z punktu widzenia Rossa ]]
Staliśmy na krańcu urwiska, obserwując panoramę miasta. Słyszeliśmy ciche odgłosy rzeki, która płynęła niedaleko, i śpiew ptaków wokoło. Żadne z nas nie odzywało się ani słowem. Po kilku minutach miałem dosyć niezręcznej ciszy.
-Dan, wyjeżdżam w trasę. - uśmiechnąłem się, spoglądając w jej kierunku. Dziewczyna ani drgnęła.
-To super. Cieszę się razem z wami. - Daniela spoglądała przed siebie. Czułem, że powiedziała to od niechcenia. Przejechałem dłońmi po głowie, pozwalając włosom przechodzić pomiędzy moimi palcami.
-Proszę spójrz na mnie.... - powiedziałem głośniej i spojrzałem w jej kierunku. Dziewczyna odwróciła głowę w moją stronę, ale jej wzrok był pusty.
-Heeej, co jest? - zbliżyłem się do niej, a ona położyła mi głowę na ramieniu. Nie wiedziałem, co się dzieje, ale przytuliłem ją i pozwoliłem jej się wypłakać.
-Po prostu... Ja nie wiem już. Nie wiem nic o tamtej nocy, kiedy mnie znalazłeś. Czuję się bezsilna. - odpowiedziała załamanym głosem. Pogłaskałem ją po jej włosach z uśmiechem.
-Będzie dobrze, mała. Obiecuję. - wyszeptałem do jej ucha. Dziewczyna westchnęła.

Odwiozłem dziewczynę do domu, po czym pojechałem do Rikera. Wiedziałem, że ktoś musi coś wiedzieć, a brat zawsze rozmawiał ze mną szczerze. Wszedłem do domu i nawet nie zdejmując kurtki, ani butów, udałem się prosto do jego pokoju. Drzwi były otwarte, więc wszedłem.
-Ri, możemy porozmawiać? - spojrzałem na chłopaka, zamykając drzwi. Włożyłem ręce do kieszeni.
-Jasne, bro, o co kaman? - powiedział, podnosząc brwi. Brzmiał zbyt wesoło.
-Um, wiesz coś o tym, co stało się Dan? W sensie, cokolwiek. - powiedziałem na tyle cicho, żeby nikt nie usłyszał,
-Nie wiem nic. - rzucił chłopak od razu. Wiedziałem, że ukrywa coś większego.
-Nie kłam! Ty ją zgwałciłeś, czy któryś z twoich gimbusiarskich znajomych?! - wybuchłem. Miałem dość jego kłamstw. Za długo to trwało.
-Okej, okej. - chłopak zaczął się wycofywać. Podniósł ręce na wysokość klatki piersiowej.
-Wiem coś. Tylko nie krzycz i usiądź. - powiedział chłopak, delikatnie pchając mnie na fotel, po czym usiadł na drugim.
-Gadaj! - odpowiedziałem głośniej. Chłopak otworzył usta i położył dłonie na kolanach. Chwilę później ocierał nimi o spodnie.
-Wiem tylko tyle, ile powiedział mi Gruby. Widział ją całą naćpaną, mizdrzącą się z jakimś facetem. Miał czarną bluzę z kapturem. Był dość wysoki. - starszy brat potarł dłońmi włosy, pozwalając im przechodzić powoli pomiędzy palcami.
-I co dalej? -podniosłem prawą brew do góry. Złączyłem dłonie w taki sposób, że palce się krzyżowały ze sobą i przyłożyłem je do ust.
-I tyle. Gruby siedział pod hotelem również wtedy, kiedy chłopak wychodził szybko, oglądając się na różne strony. Twarzy nie poznał. Był za daleko. - chłopak powiedział, a ja wstałem. Poklepałem brata po ramieniu, po czym wyszedłem z pokoju, rzucając zwykłe 'dzięki stary'. Postanowiłem powiedzieć Danieli to wszystko osobiście. Wyszedłem więc z domu i udałem się w stronę jej posiadłości.


[[ Z punktu widzenia Danieli ]]
Ross odwiózł mnie do domu. Całą drogę milczeliśmy. Ja nie chciałam rozmawiać, a chłopak nie chciał naciskać. To dobrze. Gdy już znaleźliśmy się pod moim domem, wysiadłam z samochodu i weszłam do mieszkania, uprzednio otwierając drzwi kluczem. Blondyn nie chciał wchodzić, ani na herbatę, ani na rozmowę. Powiedział, że się spieszy. Nie naciskałam. Wiedziałam, że niedługo mają trasę. Gdy weszłam do mieszkania, przebrałam się w dres, zmyłam makijaż, a włosy splotlam w niechlujny kok. W kuchni zrobiłam sobie gorącą melisę i usiadłam na krześle. Łzy same poleciały mi z oczu. Przetarłam je rękawem szlafroka, który nałożyłam w drodze do tego pomieszczenia. Wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer Isaaca. Nie pamiętam, skąd go miałam, ale już nie raz widziałam go w moich kontaktach. Może sam mi go zapisał? Nie mam pojęcia. W każdym razie zadzwoniłam. Nie odbierał. Nie dzwoniłam drugi raz. Chciałam dowiedzieć się, co wie o tamtej nocy. Ktoś musi coś wiedzieć. Nigdy nie sądziłam, że odpuszczenie sobie tego będzie takie trudne. Musiałam dowiedzieć się prawdy.
Po wypiciu herbaty, poszłam do salonu, gdzie włączyłam laptopa. Weszłam na twittera. Ludzie mnie followali, nie wiedziałam dlaczego. Dostałam kilka nowych tweetów. Nic ciekawego. W pewnym momencie usłyszałam dzwonek do drzwi. Zobaczyłam w wizjerze, kto to. Okazało się, że to chłopak, do którego wcześniej dzwoniłam. Otworzyłam drzwi, ale nie do końca.
-Cześć piękna. - rzucił chłopak, uśmiechając się od ucha do ucha.
-Czego chcesz? - powiedziałam od niechcenia. Zakryłam się bardziej szlafrokiem, po czym oparłam o framugę drzwi.
-Dzwoniłaś, więc się zjawiłem. - pokazał kciukami na siebie.
-Voila, bella. - zaśmiał się. Był kompletnie schlany. Czuć było od niego alkohol.
-Wróć jak wytrzeźwiejesz, na razie. - chciałam zamknąć drzwi, ale chłopak nie pozwolił mi.
-Ty suko.... - jego oczy były pełne nienawiści. Wyciągał w moim kierunku łapy. Z oddali zauważyłam samochód Rossa. Dzięki Bogu! Po chwili usłyszałam pisk opon. Blondyn wyskoczył (dosłownie!) z samochodu, a następnie przez bramkę i stanął za Isaaciem. Złapał go za kurtkę, a ja zamknęłam drzwi i zjechałam po nich z płaczem. Słyszałam tylko uderzenia po drugiej stronie drzwi.

[[ Z punktu widzenia Rossa ]]
Chciałem być jak najszybciej u Danieli, więc wziąłem swój samochód i ruszyłem. Nie miałem aż tak daleko, więc niedługo potem znalazłem się bardzo niedaleko. Z oddali zobaczyłem chłopaka pod domem Dan, a w drzwiach była ona sama. Chłopak chciał się najwidoczniej do niej dobrać. Przyspieszyłem ii zahamowałem tuż przed jej domem z piskiem opon. Wyskoczyłem z samochodu, po czym przeskoczyłem przez bramkę u jej płotu i doskoczyłem do Isaaca. Tak, teraz dokładnie widziałem kto to. Od zawsze wydawał mi się nie w porządku, ale teraz przegiął. Dziewczyna weszła do domu i zamknęła drzwi. Ja natomiast biłem się z chłopakiem, który był silniejszy i troszkę większy ode mnie. Nie przeszkadzało mi to. Oberwałem parę razy w żebra i w twarz, ale i tak miałem przewagę. Pałałem nienawiścią do niego. Chciał skrzywdzić kogoś, kto był dla mnie ważny. Gdy zobaczyłem, że chłopak ledwo oddycha, pozwoliłem mu iść. Zagroziłem, że jeżeli zbliży się kiedykolwiek do Danieli, zabiję go. Nie żartowałem. Naprawdę miałem wrażenie, że zaraz go zabiję.
Zapukałem do dziewczyny, po czym powiedziałem, że to ja. Dziewczyna otworzyła drzwi i rzuciła mi się w ramiona. Jej zapach uspokoił mnie. Ścisnąłem ją mocniej. Po chwili puściliśmy się, a ja wszedłem do środka. Dziewczyna podziękowała mi. Zamknąłem drzwi.
-Chcesz herbatę? - powiedziała cichym głosem, poprawiając szlafrok. Nawet tak niechlujnie ubrana i uczesana wyglądała przepięknie.
-Ja zrobię, usiądź. - uśmiechnąłem się do niej delikatnie, po czym podszedłem do kuchenki elektrycznej i włączyłem herbatę. Do dwóch szklanek wrzuciłem torebki herbaty, po czym usiadłem na przeciwko niej. Opowiedziałem jej to, czego dowiedziałem się od Rikera. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłem uśmiech.

 [[ 2 DNI PÓŹNIEJ -> Z punktu widzenia Danieli ]]
Ross wyjechał wraz ze swoim zespołem w trasę koncertową. Pożegnaliśmy się już dzień wcześniej. Oboje nienawidzimy pożegnań, dlatego nie chcieliśmy rozkleić się dokładnie przed jego wylotem. Zrobiliśmy to poprawnie u mnie w domu. Chłopak, zanim wyszedł ode mnie, dał mi wizytówkę pewnej restauracji, w której dostałabym pracę. Powiedział, że często tam je i widział ogłoszenie o tym, że poszukują kelnerki. Rozmawiał już z szefem i chętnie przyjmą mnie do pracy. Mam się tylko stawić za 2 godziny u właściciela i powiedzieć, że dowiedziałam się o ogłoszeniu od blondyna. Raz kozie śmierć. Ubrałam się ładnie. Umalowałam delikatnie. Włosy zostawiłam rozpuszczone, jednak lekko je podkręciłam lokówką. Wyglądały ładnie. Zdjęłam torebkę z wieszaka i nałożyłam czarne trampki, po czym wsiadłam do zamówionej przeze mnie wcześniej taksówki, uprzednio zamykając drzwi na klucz. Mojej współlokatorki ciągle nie było w domu.
Gdy znalazłam się pod restauracją, powiedziano mi, że muszę udać się do pokoju numer 3 piętro wyżej. Tam urzęduje właściciel. Poszłam więc tam. Pokazałam się, powołałam na Rossa Lyncha i dostałam pracę. Będę pracować 4 dni w tygodniu (poniedziałek, środa, piątek, sobota) od 10 do 16. Cieszyłam się, bo powoli brakowało mi środków do życia.
Wracając do domu, myślałam o tym, co robi teraz blondyn. Uśmiechałam się.


__________________________________________________________________

Jest i kolejny! :D Teraz zaczną się schody. To dopiero początek tego wszystkiego. Polecam czytać dalej, jeśli chodzi o fabułę. Może nie piszę już zbyt ciekawie, ale po prostu nie wiem zbytnio w jaki sposób pisać to, co mam do przekazania. Mam nadzieję, że się podoba :)






























> Następny rozdział już niedługo, a w nim (SPOJLERY, CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!):
o Koncert w Seattle,
o Pierwszy dzień pracy Danieli,
o Isaac w więzieniu,
o Dan dowiaduje się kolejnych części opowieści o 'tamtej nocy',
o Riker w izbie wytrzeźwień -> początek wielkich kłopotów zespołu, rodziny, a głównie Rikera.

XIV THAT NIGHT PART II

[[ Z punktu widzenia Danieli ]]
Następnego dnia obudziłam się dosyć wcześnie, ale nie wstawałam w ogóle z łóżka. Nie czułam takiej potrzeby i zupełnie nie miałam ochoty. Wzięłam do ręki pilota i włączyłam pierwszy lepszy kanał. Wiadomości. Przewijałam kanały. Wszędzie mówili o tym samym. Nuda. Nuda. Channel 1. Nuda. Channel 2. Nuda. Channel 5. Nuda. Czy w tej telewizji nigdy nie ma nic ciekawego? Wyłączyłam tv, po czym sięgnęłam po laptopa. Ułożyłam go na mojej kołdrze, na kolanach i włączyłam. Niedługo potem zobaczyłam obraz powitalny. Wpisałam hasło (tak swoją drogą  brzmi 0n0mAtopeja). Od razu włączyłam przeglądarkę internetową i wystukałam nazwę strony 'twitter'. Od zawsze chciałam mieć tam konto, więc je założyłam.
Po nastu minutach męczenia się ze stroną, konto było gotowe do użycia. Sfollowałam parę osób. Zajrzałam na twittera Rossa. Nie było tam nic ciekawego, oprócz tweeta o trasie koncertowej. Wow, chyba się pozbierali.
Cóż, ostatnio mieli trudne tygodnie. Riker i narkotyki. Rydel przyjaciel zginął w wypadku samochodowym. Ich mama zachorowała na raka. Rocky popadł w jakieś cholerne długi. No i Ell. Ell miał się zawsze w porządku. W końcu to Ell - wiecznie uśmiechnięty chłopak z marzeniami i poczuciem humoru.
Nie mogli się pozbierać, wiedziałam to w głębi duszy, choć sama nie wiedziałam już, czy to była prawda, czy po prostu mieli dość ich, czasem, zbyt psychicznych fanów. Czasami faktycznie wyglądało to, jakby mieli ich dosyć.
Niedługo po tym, jak ubrałam się w jakieś ubranie wyjściowe, wyszłam z domu, zamykając drzwi na klucz. Włożyłam słuchawki do wejścia od nich w iPhonie i włączyłam zespół Willmette Stone. Jeden z moich ulubionych od niedawna. Piosenka, która właściwie już teraz leciała w słuchawkach nosiła tytuł 'I Want What You Have' (tak swoją drogą zespół faktycznie istnieje i piosenka rzeczywiście nosi taki tytuł, jednak zespół powstał tylko na potrzeby filmu 'If I Stay' :P). Szłam przed siebie, właściwie nie wiedziałam dokąd. Chciałam dowiedzieć się jak najwięcej odnośnie tamtej nocy, ale nie wiedziałam już gdzie się udać. Wiedziałam jedynie, że Vicky wie coś więcej. Tylko co? I dlaczego nie może mi powiedzieć?

[[ Z punktu widzenia Rossa ]]
Ostatnie tygodnie były dla mnie męczarnią - albo musiałem użerać się sam ze sobą, albo z kimś, z mojego rodzeństwa. Albo też wspierać mamę. Zmęczyło mnie to, ale nie dałem tego po sobie poznać. Wyciągnąłem z kieszeni telefon. Po tym, co stało się Danieli, bardzo często o niej myślę. Wybrałem jej numer i nie mam pojęcia, czy zadzwonić. W końcu anuluję rozmowę. Ponawiam czynność. I tak jeszcze kilka razy. W końcu wychodzę do przedpokoju i nakładam czarne trampki. Muszę się przewietrzyć. Nie wytrzymam tutaj. Zostało parę dni do trasy koncertowej. Nie wiem, nie chcę jej tu zostawiać samej. Nie chcę, żeby sama się z tym zmagała. Chcę pomóc jej dowiedzieć się, kto to zrobił i dlaczego. Zdjąłem z wieszaka skurzaną kurtkę i zarzuciłem ją sobie na ramiona.
"Wychodzę!" krzyknąłem. Nie chciałem, żeby martwili się, że nie ma mnie w domu. Włożyłem ręce do kieszeni, kiedy wyszedłem i zamknąłem za sobą drzwi. Ruszyłem przed siebie. Wyjąłem telefon i wszedłem w wiadomości. Zacząłem pisać nową.  Do Dan. Chciałem jej wynagrodzić czas, którego nie spędzaliśmy razem. Tęskniłem za rozmowami z nią. Za zapachem jej perfum. Za każdym wymienionym spojrzeniem. Tęskniłem za kolorem jej oczu, przypominającym mi głębię oceanu. Za jej włosami, gęstymi jak zboże w najlepszym jego okresie. Tęskniłem za nią, jak za Amsterdamem, chociaż wolę Paryż. Amsterdam ma w sobie to coś. Jest pięknym miastem. Równie pięknym, jak ona sama. Uśmiechnąłem się do siebie.
"Cześć. Możemy się spotkać, Dan? Proszę."
Wiadomość wysłałem i ruszyłem dalej. Przeszedłem obok studia nagraniowego i skręciłem w prawo. Niedługo później dostałem wiadomość tekstową na swojego iPhone'a.
"Spotkajmy się za 15 minut w naszym miejscu."
Od razu zrozumiałem o jakie miejsce chodzi. Zbocze urwiska, które wygląda jak klif, ale jednak jest urwiskiem. Widok stamtąd ukazuje całą panoramę Los Angeles. Przepięknie. Złapałem taksówkę i ruszyłem na miejsce.

[[ Z punktu widzenia Danieli ]]
Minęłam sklep ze starociami, kiedy raptem mój telefon zaczął wibrować. Nie była to długa wibracja, więc od razu domyśliłam się, że dostałam wiadomość. Od razu ją otworzyłam jednym ruchem kciuka.Wiadomość była od Rossa. Chciał się spotkać. Pewnie, dlaczego nie. Niedługo wyjeżdża w trasę, a i tak rzadko się widujemy. W sumie może nawet coś wiedzieć na temat tamtej nocy. W końcu on zawiózł mnie naćpaną do szpitala. Musiał coś wiedzieć. Odpisałam, żebyśmy się spotkali za 15 minut w naszym miejscu. Wiedziałam, ze domyśli się o jakie miejsce chodzi. Zawsze kochałam tam przychodzić. Wsiadłam w wolną taksówkę i udałam się tam. Byłam pięć minut później, więc miałam jeszcze 10 minut. Stanęłam na zboczu i obserwowałam widok. Jak zawsze, wyglądał pięknie. Niedługo musiałam czekać na blondyna. Pojawił się w naszym miejscu jakieś siedem minut po mnie. Usłyszałam za sobą jego głos.
-Cześć, Dan. - powiedział cicho. Wiedziałam, że się uśmiecha. Jego głos był dosyć radosny. 
-Hej. - rzuciłam, nawet się nie odwracając. Chłopak podszedł bliżej i stanął koło mnie. Przez chwilę oboje byliśmy cicho i patrzyliśmy na panoramę miasta aniołów. Oboje uśmiechnęliśmy się.


____________________________________________________________________

Jak wam się podoba? Stwierdziłam, że pisanie opowiadania z punktu widzenia tylko 1 osoby może być nudne, więc wprowadziłam też inne postacie jako narratorów. Dobry pomysł?

















> Nowy rozdział już wkrótce, a w nim [MAŁE SPOJLERY, CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!]:
o Daniela dowiaduje się coś więcej na temat tamtej nocy,
o Ross wyjeżdża w trasę wraz z resztą zespołu,
o Isaac odwiedza Danielę w jej domu,
o Daniela dostaje pracę.

czwartek, 11 września 2014

XIII THAT NIGHT PART I

Nawet nie zauważyłam, kiedy znalazłam się przed hotelem. Wysiadłam z taksówki, uprzednio płacąc kierowcy, i wyciągnęłam telefon, żeby napisać dziewczynie wiadomość, że już jestem na miejscu. Jednak chwilę po wyciągnięciu iPhone'a, poczułam lekkie uderzenie na prawym ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyłam Vicky z uśmiechem na twarzy.
-No cześć, Dan. No co? Wyglądasz jakbyś zobaczyła trupa! - zaśmiała się dźwięcznie dziewczyna, a ja wraz z nią. Ruszyłyśmy w stronę jakiegoś pubu, w którym mogłybyśmy spokojnie porozmawiać. Na nasze szczęście, jeden z klubów niedaleko był otwarty. Weszłyśmy i zajęłyśmy miejsca przy barze. Dziewczyna spojrzała na mnie.
-No to co bierzemy? Może jakieś procenty! Najlepsza jest szczera rozmowa po procentach. - zaśmiała się. Najwidoczniej dobrze wiedziała, co to jest kac. Wyglądała na spokojną dziewczynę, a jednak była szalona, piła i przebywała w takich barach.
-Hm, wszystko jedno. - rzuciłam od niechcenia, po czym wzruszyłam ramionami. Nie miałam ochoty rozmawiać o czymś innym, niż o tamtej nocy. Dziewczyna musiała dużo wiedzieć. Była moją ostatnią nadzieją. Gdy odpowiedziałam, dziewczyna rozpromieniła się bardziej i klasnęła w dłonie. Po chwili pojawił się przystojny barman.
-Yo, Rascall. Dwa drinki. - dziewczyna puściła chłopakowi oczko. Widać było, że rozbiera go wzrokiem. Była dziwna, ale wydawało mi się, że lubię jej towarzystwo.
-A więc... O czym chciałaś porozmawiać? - uśmiechnęła się Vicky. Spojrzałam prosto na jej twarz.
-Czy możesz powiedzieć mi coś o tamtej nocy, kiedy znalazłam się w hotelu, w którym pracujesz? - zaciągnęłam rękawy i złapałam każdy palcami odpowiedniej ręki, po czym położyłam ręce na moich skrzyżowanych nogach. Spojrzałam się w dół. Dużo schudłam, ale już nawet nie interesowało mnie to.
-Um, niewiele wiem. Wszystko działo się tak szybko. Poza tym, było bardzo anonimowo. - odpowiedziała dziewczyna. Widziałam, że coś ukrywa. Czasem było to widać po mimice i gestach ludzi. Podniosłam brew do góry i spojrzałam ponownie na nią.
-Jesteś pewna? Ukrywasz coś. Widzę to. - powiedziałam, troszkę podnosząc głos. Irytowało mnie to, że ludzie są pełni arogancji i ignorancji wobec uczuć i problemów innych ludzi. Tak łatwo manipulują innymi i sprawiają, że ci drudzy targną się na własne życie. U mnie było do tego daleko, ale jednak nienawidziłam tego.  Dziewczyna wzdrygnęła się i sciszyła głos.
-Powiem ci coś na ten temat, ale obiecaj, że to nigdzie, ale to nigdzie nie wyjdzie, bo będę miała nieprzyjemności. - Vicky zbliżyła się do mnie, a kiedy Rascall przyniósł drinki i postawił je obok nas, wzrokiem kazała mu odejść, co od razu zrobił.
-Byłaś strasznie schlana, śmiałaś się, byłaś chyba bardzo zadowolona z towarzystwa chłopaka, z którym tutaj przyszłaś. Niestety, nie wiem kim był. Miał a sobie czarną bluzę z kapturem, który miał na głowie, i RayBansy.Wiem tylko, że miał ok. metra osiemdziesięciu i był blondynem. Kosmyk włosów wystawał mu spod kaptura... - przerwała, ale ja chciałam, żeby kontynuowała. Dziewczyna wzięła łyka drinka, co zrobiłam i ja. Nie spuszczałam z niej wzroku. Dziewczyna westchnęła.
-Nie wiem... Chciałam pomóc, podeszłam, zapytałam, co ci jest i jak mam to zrobić, a chłopak wykrzyczał jakieś dziwne sformułowania, po czym poprosił o klucz i wpłacił zaliczkę. Gdy szedł w stronę pokoju, przyspieszał co i róż. Chłopak nie miał więcej niż ze dwadzieścia kilka lat, ale był silny.
Nie widziałam, co mam o tym myśleć. Zaufać jej? Czy mówi prawdę?

_______________________________________________________________

Wychodząc ze spotkania, poczułam dziwne kłucie w brzuchu. Cześć mnie chyba uwierzyła w te bzdury. Najgorsze było to, jak dowiedziałam się o tych narkotykach. Okazało się, że chłopak był dilerem. Nie wiem, skąd dziewczyna to wiedziała, przecież nie wdziała jego twarzy. Są dwie możliwości: a) kłamała lub b) dowiedziała się w jakiś sposób. Przy drugiej możliwości rodzi się pytanie: w jaki sposób?
By odgonić od siebie na chwilę natłok myśli, weszłam do taksówki i pojechałam do swojej rezydencji, gdzie od razu położyłam się spać. Chwilę później dostałam wiadomość.
"Mówiłaś komuś o tym, co ci powiedziałam? V."
Nie bardzo wiedziałam, o co dziewczynie chodzi. Odpisałam, że nie i zapytałam, dlaczego pyta. Dostałam wiadomość zwrotną niemal od razu.
"Byli przed chwilą u mnie jacyś chłopcy, mniej więcej w wieku tamtego. Powiedzieli, ze wiedzą, że z tobą rozmawiałam o tamtej nocy..."
No okej, teraz to było dla mnie jeszcze bardziej nielogiczne. Jak? Przecież pub był prawie pusty, a Rascall nie mógł nas słyszeć. Dziewczyna mówiła zbyt cicho. Odpisałam, że nie wiem, o co chodzi. Dziewczyna chyba uwierzyła, bo już nie odpisała. Zasnęłam. Tej nocy śniły mi się koszmary. Nie były realne. Choć w sumie może i były? Śniły mi się urywki tamtej nocy, ale niemożliwe, że były realne. Przecież nic nie pamiętałam. Budziłam się co parę godzin, by znowu zasypiać i śnić o tym samym w koło.

___________________________________________________________________

Obiecałam, że napiszę rozdział, więc voila. Trochę mi to zajęło.... Przepraszam. Nie widziałam ostatnio zbyt dużo komentarzy nowych, więc zaniedbałam, ale postaram się wstawiać co jakiś czas. Zaczynam studia w październiku, więc wtedy mogą być rozdziały rzadziej.

PS Jak myślicie, czy to ktoś z chłopaków, których już poznała, czy może ktoś nowy? Czy Vicky ukrywa coś jeszcze? Co zrobi Daniela? Możecie zgadywać w komentarzach ;)

środa, 6 sierpnia 2014

Notka od autora

Witajcie!
Wystąpił pewien problem... Coraz mniej osób czyta to opowiadanie, a ja przez to coraz mniej go czuję, więc zastanawiam się, czy nie przestać pisać... Bo i po co? Dla kogo?
Jak przy następnym rozdziale nie będzie więcej czytających i komentarzy, po prostu przestanę czytać i przerzucę się na coś innego, o zupełnie innej tematyce.
Dziękuję za przeczytanie, the end.

środa, 30 lipca 2014

XII THE CASE

Koło 11 przyszedł Ross. Przyniósł mi bukiet kwiatów. Miło z jego strony. Na szczęście tym razem nie przyprowadził ze sobą Rikera.
-Hej, Ross? - zapytałam bardzo słabym głosem, a chłopak usiadł na stołku obok łóżka i spojrzał na mnie.
-Czy Riker mówił ci coś o mnie? W sensie... Jesteście blisko, a ostatnio coś się wydarzyło... Chciałam tylko wiedzieć, czy coś wiesz, bo ja niewiele pamiętam... - powiedziałam niemal od razu, a chłopak spuścił wzrok.
-Nie, nic nie wiem. A co się stało? - zapytał pewnym głosem.
-Um, nieważne. - odpowiedziałam od niechcenia. Stałam się bardzo zawzięta w tej sprawie i chciałam za wszelką cenę dowiedzieć się o co chodzi. Kiedyś mój tata prowadził biuro detektywistyczne i był najlepszym detektywem. Mój dziadek był wtedy szefem policji. Pomagałam im obu w sprawach, ale byłam mała, więc ciężko było. Zresztą, niewiele już pamiętam. Jednak bardzo chciałam dowiedzieć, co się stało, dlaczego obudziłam się w łóżku sama i to jeszcze nie w swoim. Do tego całkiem nago. Dzisiaj po południu mieli mnie wypisać. Wszystko zdawało się być ze mną okej. Blondyn pomógł mi się spakować. Ubrałam się w czyste ubranie, kiedy chłopak wyszedł kupić kawę. Ross zaproponował, że odwiezie mnie do domu, więc nie odmówiłam. Miałam już plany na później, więc od razu odpowiedziałam tylko, że nie może zostać długo zaraz po dojechaniu do mojego domu. Chłopak przytaknął. Zrozumiał. Postanowiłam pod wieczór pójść w miejsce zbiórek paczki Rikera i popytać ich o to i owo odnośnie tamtej nocy.

Lekarze wypisali mnie po 12, a o w pół do 14 byliśmy już u mnie. Zapomniałam napomknąć, że Ross w między czasie wynajął mi domek. Miałam mieszkać sama w dość dużym domu. Oczywiście, chłopak miał klucze na wypadek tego i owego. Nie oponowałam. Gdyby coś mi się działo, blondyn mógł mnie przecież uratować, mając klucze.

Siedzieliśmy, pijąc kawę, w pięknej kuchni. Ściany były pokryte jasnopomarańczowymi kafelkami, a na podłodze znajdowały się panele. Dom musiał być niedawno remontowany. Cały budynek składał się z kuchni wraz z jadalnią, niezbyt dużej łazienki i dwóch pokoi, w tym jeden był salonem, a drugi sypialnią.

Rozmawialiśmy z Rossem o wszystkim. Dużo się śmieliśmy. Dawno nie mieliśmy takiej rozmowy. W pewnym momencie chłopak zbliżył twarz do mojej i spojrzał mi w oczy.
-Daniela? Możemy porozmawiać o nas? Znaczy.... - podrapał się po głowie, jakby myśląc nad dalszą częścią zdania. - ...o tym, co do ciebie czuję i czy czujesz to samo... Wiesz.  - chłopak uśmiechnął się. Przytaknęłam głową, zarzucając pasma włosów do tyłu. Uśmiechnęłam się. Chłopak powiedział, że już od dawna jest we mnie zadurzony i nie wie, czy czuję to samo. Sama nie wiem. Może i czuję. W końcu, jak powiedział ktoś w Kubusiu Puchatku, miłość jest wtedy, kiedy się kogoś lubi za bardzo. Ja zdecydowanie lubiłam blondyna za bardzo. Jednak czy mogłam nazwać to miłością? Ciężko odpowiedzieć na to pytanie. Jednak nie chcąc ranić jego uczuć, powiedziałam, że zdecydowanie go lubię i uwielbiam spędzać z nim czas. Chłopak położył prawą rękę na moim policzku, po czym kciukiem przejechał po nim z uśmiechem. Pocałowaliśmy się. Zawsze pragnęłam by to zrobił, jednak chciałam, aby znalazł odpowiedni moment.

Zrobiło się późno i delikatnie wyprosiłam chłopaka, prosząc, aby przyszedł dnia następnego. Wyjrzałam przez okno, żeby zobaczyć jaka jest pogoda. Było zimno i ciemno, a przecież mijała dopiero godzina 20. Zarzuciłam na ramiona ciepły, czarny sweter, a moje stopy włożyłam w adidasy i zawiązałam sznurówki. Po chwili byłam już na zewnątrz. Drzwi zamknęłam na klucz i udałam się w kierunku miejsca, gdzie ostatnio zobaczyłam chłopaków. Od mojego nowego domu było to stosunkowo niedaleko, więc poszłam piechotą.
Doszłam na miejsce po niespełna godzinie Tak, jak się spodziewałam, na schodach zobaczyłam Rikera i jego paczkę. Znowu coś pili. Niedługo musiałam czekać na jakieś zawołanie. Był to Isaac.
-No, proszę, proszę! Daniela zaszczyciła nas swoim zgrabnym ciałkiem... - był totalnie najarany. Nie sądzę, że wiedział, co mówi i jak mówi. Podeszłam jednak bliżej. Riker wyciągnął rękę, wskazując, abym nie podchodziła do Isaaca. Chłopak, któremu jeszcze niedawno się podobałam, a przynajmniej miałam takie wrażenie, miał całą posiniaczoną twarz, a w ustach trzymał jointa. Jego dłoń trzymała szklaną butelkę czystej wódki. A fu.
-Cześć chłopaki. - odezwałam się w końcu, uśmiechając się sztucznie. Cofnęłam się, żeby nie czuć ręki Rikera na sobie, powstrzymującej mnie od podejścia bliżej.
-Nie powinno cię tutaj w ogóle być... - powiedział Riker chłodno. Spojrzałam w jego stronę.
-Chcę tylko uzyskać parę odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. - schowałam ręce do kieszeni sweterka.
-Trzy pytania i zmywaj się. - powiedział głośno i stanowczo blondyn. Wystawiłam ręce, które stworzyły pozę, która oznaczała broniącego się człowieka. Zgodziłam się na te trzy pytania, bo wiedziałam, że i tak więcej nie ma co nawet wprowadzać w tę historię. Nie odpowiedzą na żadne. Są zbyt schlani.
-A więc... Co się działo dokładnie półtora tygodnia temu w nocy? Obudziłam się następnego dnia rano w 'Grand Hotel'... sama... w łóżku... bez ubrania. NIGDZIE go nie było! - powiedziałam głośniej, zakładając ręce na piersiach. Chłopcy patrzyli po sobie, jakby nie wiedzieli o co chodzi. Jedynie Riker patrzył przed siebie zimnym wzrokiem.
-Riker? Wiesz coś o tym? - spojrzałam na niego, próbując patrzeć dokładnie takim samym wzrokiem, jak on, jednak nie udało się. Chłopak milczał. Nawet na mnie nie spojrzał. Okej, skoro chce grać w ten sposób, nie ma problemu. Spojrzałam na resztę chłopaków, po czym uśmiechnęłam się i odeszłam. Ruszyłam z powrotem do domu, słysząc tylko w oddali ich śmiechy.

Kiedy znalazłam się w domu, zamknęłam drzwi na górny zamek i usiadłam przy laptopie. W przeglądarce chrome wyskoczyła mi strona 'yahoo search', gdzie próbowałam wyszukać numer do 'Grand Hotel'. Otworzyłam pierwszą lepszą stronę, która wyglądała, jakby była ich oficjalną, i weszłam w kontakt. Numer od razu ukazał się moim oczom. Wpisałam w komórkę znaleziony numer telefonu i wcisnęłam zieloną słuchawkę. Po trzech sygnałach w słuchawce odezwał się damski głos. Brzmiał znajomo.
-Dzień dobry, tu 'Grand Hotel'. W czym mogę pomóc?
-Vicky? Możemy porozmawiać? Masz czas teraz, albo jutro? - zapytałam cicho, jakby ktoś miał mnie usłyszeć.
-Um, raczej tak. Kończę pracę za pół godziny, więc możemy się tutaj spotkać, chyba, że wolisz inne miejsce. - odpowiedziała śmiało dziewczyna. Brzmiała radośnie.
-Jasne, będę tam. Do zobaczenia. - rzuciłam i wyłączyłam się. Weszłam na facebooka. Dawno mnie tam nie było. Dostałam 5 nowych zaproszeń, w tym 3 od chłopaków z gangu no i od Rossa, którego profilu wcześniej nie miałam okazji oglądać. Zamówiłam taksówkę i czekałam, aż przyjedzie, przeglądając profil blondyna.

wtorek, 15 lipca 2014

XI NIGHTMARE

Leżąc na łóżku, usłyszałam swój telefon. Wzięłam go do ręki, po czym spojrzałam na ekran. Był to Riker. Odebrałam.
-Przepraszam, ale w tej chwili nie mogę rozmawiać, ponieważ szukam swoich ubrań, które ktoś mi zabrał... Wiesz coś o tym? - powiedziałam chamskim tonem. Po drugiej stronie słuchawki zapadła głucha cisza. Odchrząknęłam. Chłopak zmieszał się.
-Czekaj, co? - zapytał. Z nich wszystkich podejrzewałam go najbardziej. Chłopak miał głupie pomysły. Znowu zapadła niezręczna cisza, a po moim policzku spłynęły łzy. 
-Dobrze wiesz, co się stało! - wykrzyknęłam do słuchawki, po czym usłyszałam skrzypnięcie framugi. Obejrzałam się. W drzwiach stał Ross. Przez chwilę przemknęła mi przez głowę myśl, że to on mógł za tym wszystkim stać. W końcu, podobnie jak jego brat, miał totalnie głupiutkie pomysły. Rozłączyłam się bez słowa. Chłopak spojrzał na mnie, po czym podszedł bliżej i położył mi jakieś ubranie na łóżku. Było nowe. Każda część garderoby miała jeszcze przyczepione metki. Było dokładnie w moim typie. Wyprosiłam na chwilę Rossa. Chłopak wyszedł bez żadnego słowa sprzeciwu. Ubrałam to, co przyniósł. Zauważyłam coś białego na stoliku nocnym. 
= Działka. Świetnie! Zatopię smutki w narkotykach i alkoholu. =
Długo nie myśląc, zrobiłam tak.Wlałam trochę alkoholu, który został gdzieś na ziemi do małej szklanki na stoliku pod oknem, po czym wciągnęłam biały proszek. Usłyszałam pukanie do drzwi. Czując, jak uchodzi ze mnie siła, położyłam się na pościeli. Gdy ktoś wszedł do pomieszczenia, dostałam ataku śmiechu. Był to Ross. Zobaczyłam go kącikiem oka. Chłopak zobaczył resztki narkotyku i alkoholu na stoliku, po czym wziął mnie na ręce, zanosząc do swojego samochodu. W recepcji poprosił, aby przynieśli resztę moich rzeczy, podał markę i kolor samochodu, w którym czekaliśmy. Wciąż nie mogłam przestać się śmiać. Ross próbował do mnie mówić, ale nie słyszałam go. Powoli odpłynęłam.
Obudziłam się po paru dniach. Wszystko mnie bolało. Spojrzałam na sufit. Potem rozejrzałam się po sali.
-Gdzie... Gdzie ja jestem? - wyjąkałam. Ledwo mogłam mówić. Nie wiem, co się ze mną działo. Zobaczyłam na krześle obok Rossa, a w drzwiach stał Riker. Odwróciłam wzrok. Nie miałam ochoty z nimi rozmawiać. Nie mogłam się ruszyć, więc nie przewróciłam się na bok.
-Jesteś w szpitalu, Daniela. - odpowiedział mi głos Rossa. Gdy spojrzałam ponownie w prawo, czyli na stronę, gdzie znajdowali się chłopcy, w drzwiach nie było już Rikera. Chłopak, który mnie tu przywiózł, uśmiechnął się do mnie wesoło. Wziął moją dłoń, ale ja wyswobodziłam. Uśmiech zszedł z twarzy blondynowi. Przyszła pielęgniarka, a zaraz za nią Riker. Poprosiła, żeby blondyni wyszli. Zrobili to. Co mi się stało? Ile byłam nieprzytomna? Pielęgniarka robiła swoje - zmieniała kroplówkę, sprawdzała to i owo, po czym wyszła. Zaprosiła braci z powrotem. Poprosiłam Rossa dyskretnie, żeby powiedział Rikerowi, żeby wyszedł. Chłopak szepnął mi coś na ucho, po czym jego starszy brat zniknął za drzwiami sali. Opowiedziałam mu, co się stało poprzedniej nocy, tylko nie wszystko, bo mam dziury w pamięci. Chłopak przytaknął. Powiedział, że wie o wszystkim... Zaraz, ale skąd? Blondyn prosił, abym na razie nie mówiła za dużo i że to dla mojego dobra. Przytaknęłam. Teraz mówił tylko chłopak. Opowiadał mi to i owo. Zasnęłam.
Podczas snu, śniły mi się same koszmary. Budziłam się co jakiś czas, głośno i szybko oddychając. Byłam cala spocona. W moich snach pojawiał się Riker nago, próbujący zrobić to... no wiecie.... ze mną. To było... obrzydliwe. Kiedy obudziłam się po raz czwarty tej nocy, postanowiłam nie iść spać w ogóle. Następnego dnia miałam umówioną wizytę psychologa w mojej sali. Zamierzałam opowiedzieć mu o wszystkim. Eh, w końcu sama się nie pozbieram... Strasznie bolała mnie głowa. Byłam sama w sali, a wszystko przypominało mi o "poprzedniej" nocy, która zapewne była parę nocy temu.


___________________________________________________________
Mega krótki, ale chwilowo nie mam weny... Następny za parę dni.

sobota, 12 lipca 2014

X NEW FRENDS.

Zaszyłam się w swojej sypialni. Nie miałam ochoty na nic. Całe dnie wylegiwałam się w łóżku, czekając, aż przejdzie mi uczucie, które cały czas za mną goniło, gdziekolwiek szłam. Była to złość? Raczej nie. Zawiedzenie się na czymś, na czym mi zależało? Tak. Raczej coś w ten deseń. Dostawałam tony wiadomości tekstowych, których nawet nie miałam ochoty czytać. Beztrosko przeglądałam nadawców wiadomości na moim telefonie komórkowym. Ross. Ross. Ross. Znowu Ross. Riker. Ross i Ross. Ross. No, znowu Ross. I kolejny sms od niego. To robi się wkurzające. Numer, którego nie znam. Wybrałam tę wiadomość.
"Nie ma głupich, co? Korci cię, żeby do niego napisać? Ha, głupia."
Kto to mógł być? Nie znam nikogo, kto wiedziałby, że mam właśnie takie, mieszane uczucia, co do Rossa, czy nawet Rikera, dlatego bardzo zdziwiła mnie ta wiadomość. Dotknęłam ekranu w odpowiednim miejscu, które wskazywało na takie, które odesłałoby mnie do tzw. "odpisz". Tak się stało. Od razu napisałam wiadomość. Moje palce ślizgały się po ekranie.
"Kim jesteś i skąd masz mój numer?!"
Wysłałam. Mój telefon zawibrował. Oznaczało to, że wiadomość została wysłana. Odłożyłam go na stolik i ruszyłam do łazienki. Ten sms mnie zmartwił. Czułam, że o tym wszystkim wie ktoś jeszcze. Ktoś trzeci. Ktoś, kto zdecydowanie nie powinien był wiedzieć. Ubrałam się w schludne ubranie, uprzednio myjąc swoje ciepłe ciało. Umalowałam twarz, po czym zbiegłam na dół. Włożyłam telefon, wcześniej zabrany ze stolika nocnego z mojej sypialni, o torebki i po nałożeniu kremowych szpilek na moje niezbyt duże stopy, wyszłam z domu, zamykając drzwi. Moje włosy zostawiłam rozpuszczone. Lubiłam, gdy drobny wiatr wiał mi we włosy. Ruszyłam do miasta. Szłam dosyć szybkim krokiem na przystanek nieopodal domu i wsiadłam w pierwszy lepszy bus, który zajeżdżał na Stare Miasto. Wysiadłam na odpowiednim przystanku. Zauważyłam tam Rikera. Stał przy schodach z kolegami. Wszyscy, oprócz niego, byli zakapturzeni. Palili coś. Podniosłam jedną brew, a ręce skrzyżowałam na piersiach. Podeszłam bliżej i gdy byłam odpowiednio blisko, odezwałam się dosyć głośno.
-Aloha, Riker! - skrzywiłam się nieco, a chłopak odwrócił się. Widziałam, że mówi coś znajomym, którzy usiedli na schodach. Blondyn podszedł do mnie.
-Czemu się nie odzywałaś? Martwiliśmy się o ciebie.. - powiedział spokojnym głosem. Wyciągał w moją stronę rękę, ale ją odepchnęłam, Chłopaka usta przybrały kształt podkowy. 
-Wybacz, po prostu musiałam wszystko przemyśleć. - założyłam kilka pasm włosów za ucho, nie podnosząc wzroku, po czym zapytałam, co palą. Riker zmieszał się, ale po chwili odpowiedział, że jest to mieszanka tego i owego. Opowiedział wszystko odkładnie. Przytaknęłam.
-Mogłabym spróbować? - spojrzałam wreszcie na jego twarz. Chłopak spojrzał pytającym wzrokiem.
-Od kiedy palisz trawkę? - zapytał zmieszany, drapiąc się w tył głowy. 
-Nie martw się, długi czas. To jak, mogę dołączyć? - próbowałam wyminąć jego pytanie, żeby nie musieć opowiadać mu mojej historii i skutków ubocznych. Chłopak kiwnął głową, po czym ruszyłam w stronę jego kolegów. Riker przedstawił mnie im wszystkim. Jeden był blondynem, tak jak i mój kolega. Miał kolczyk w prawej brwi i był dosyć wysoki. Jego oczy miały kolor lazurowego oceanu z domieszką czekolady. Podobał mi się. Był dokładnie w moim typie. Po chwili usłyszałam jego imię. Nazywał się Isaac. Drugi był szczuplejszy i niższy. Był mniej-więcej mojego wzrostu. Miał kruczoczarne włosy, sięgające mu do ramion, i okulary. Nazywał się Nat. Trzeci, i zarazem ostatni, był grubszym chłopcem. Miał może z 16 lat. Nie miał włosów. Cóż, przynajmniej ja ich nie widziałam, co mogło być i skutkiem ubocznym tego, że był zakapturzony. Nosił imię Mason. Każdemu podałam rękę, a Riker powiedział moje imię. Isaac podał mi własnej roboty jointa, po czym przypalił jego koniec, kiedy wsadziłam już go do buzi. 16-latek odstąpił mi miejsca na schodach, więc usiadłam tam. Siedziałam dokładnie pomiędzy Isaac'iem a Nat'em. Isaac od razu uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam uśmiech. Raptem odezwał się.
-A więc, Dani, o ile mogę tak na ciebie mówić, bo wypowiedzenie twojego imienia sprawia mi trudność, ile masz lat? - powiedział, po czym wciągnął dym z jointa do płuc. Zrobiłam to samo, po czym odezwałam się, kaszląc.
-Kobiet sie o wiek nie pyta, kochaniutki. - chciałam zgrywać tajemniczą. Chyba załapali. Riker się zaśmiał. Chłopaki spojrzeli na niego spode łba. 
-Mieszkasz tu od dawna? - chłopak podniósł brew, na której znajdował się kolczyk. 
-Od paru lat. Jakieś pół godziny stąd. Autobusem rzecz jasna. - zaśmiałam się, pociągając dym z jointa ponownie. Isaac przytaknął, robiąc to samo. Któremuś z nich zadzwonił telefon. Okazało się, że był to telefon Rikera. Odebrał go, przepraszając nas i odchodząc parę kroków dalej. Gdy skończyłam jointa, Isaac zaproponował, że kupi coś do picia. Zgodziłam się. Byłam spragniona. Towarzystwa dotrzymywało mi dwóch kolegów, Mason i Nat. Byli dowcipni. Ciągle któryś z nich rzucał jakiś żart, po którym wybuchałam śmiechem. Jednak żaden z nich nigdy nawet się nie uśmiechnął tak na poważnie. Musieli być nieszczęśliwi. Pewnie dlatego trzymali się z Rikerem, który najprawdopodobniej był ich dostawcą. Po chwili wrócił Isaac, który podał każdemu po piwie. Redd's malinowy. Ah, kocham ten napój alkoholowy. Wszystkie były otwarte. Nieco mnie to zdziwiło, ale nie obchodziło mnie to. Po chwili upiłam łyka. I drugiego. Poczułam, jak cały świat wiruje mi przed oczami. Redd's nie ma aż tylu procentów, a ja przecież mam mocną głowę. Coś było nie tak. Widziałam podwójnie. Chłopaki próbowali mi jakoś pomóc, ale niestety - nie udało się. Straciłam przytomność.

[[ następnego dnia ]]
Obudziłam się w nie swoim łóżku i w nie swoim mieszkaniu. Byłam bez ubrania, a koło mnie nikogo nie było. Wstałam z łóżka, okrywając się kołdrą i rozejrzałam się za swoim ubraniem. Nigdzie go nie było. Usiadłam na końcu łóżka, a w progu zobaczyłam kobietę, która miała nie więcej lat niż ja. Była ubrana w skąpy, czarny strój. Jej włosy były farbowane na kolor kruczoczarny. Jej makijaż był zbyt mocny. Przypominała plastikową lalkę. Miała silikonowe piersi, które od razu dawały o sobie znać w tym stroju. Nieco wystawały poza. Przyniosła mi wodę. Zaśmiała się, widząc mnie w takim stanie.
-Jestem Vicky. Pracuję tutaj. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Przyniosłam wodę, którą zamówił dla ciebie twój chłopak. - postawiła tacę z wodą niegazowaną na stoliku nocnym przy łóżku. 
-Gdzie ja jestem? Nie pamiętam, żebym tu przychodziła. - odezwałam się w jej stronę. Dziewczyna pokiwała głową, śmiejąc się.
-Dziewczyno, byłaś totalnie zalana. Przyniosło cię tu trzech chłopaków, ale tylko jeden z tobą został. Przedstawił się jako Weevil Navaro. Nic więcej nie wiem. - wycofała się, po czym zamknęła drzwi, wychodząc. Zostałam całkiem sama. Schowałam twarz w dłonie, próbując przypomnieć sobie noc. Nie pamiętałam nic. 



_____________________________________________________
Przepraszam, że rozdział dopiero teraz, ale jestem na wakacjach! Kolejny jutro lub pojutrze, obiecuję! Mam nadzieję, że nadal macie ochotę czytać :(

Jak myślicie, gdzie jest Daniela? Kto z nią został? Dlaczego nic nie pamięta? Kim jest Vicky? Czy dziewczyna odegra jakąś większą rolę w życiu Danieli? Czy Riker naprawdę jest dobry? Czy jego koledzy mają dobre intencje?

sobota, 28 czerwca 2014

IX "IT WAS ALL A PLAN."

Do domu dotarłam dosyć szybko. Kobieta, która mnie ugościła, była dosyć zmartwiona. Usiadłyśmy w kuchni, a ta odgrzała mi obiad. Opowiedziałam wszystko. Hannah była zdziwiona, że takie rzeczy w ogóle są możliwe w naszym mieście. Powiedziała, że jej syn też kiedyś był dealerem, ale wyszedł z tego, a teraz stoi na najwyższym stanowisku wytwórni płytowej. Nawet go nie pozwali, bo już wtedy był znany. Rozmawiałyśmy długo, a ja jadłam obiad, aż w końcu obu nam zachciało się spać, więc pożegnałyśmy się i poszłyśmy do łóżek. Weszłam pod prysznic i po około 10 minutach wyszłam. Ubrała się w niebieską piżamę i weszłam do łóżka. Nigdy nie ścieliłyśmy łóżek, ponieważ wyglądały one całkiem ładnie. Moja pościel była różowa. Wystarczyło położyć ładną, gustowną narzutę i voila.
Długo nie mogłam zasnąć, mimo że byłam bardzo zmęczona. Myślałam o wydarzeniach dnia dzisiejszego. Nie dawało mi to spokoju.

[[ następnego ranka ]]
Nie pamiętałam nic z ostatnich paru godzin. Obudził mnie dzwonek mojego telefonu komórkowego. W ogóle nie wiedziałam, że byłam zdolna do zaśnięcia po tak ekscytujących, aczkolwiek negatywnie, wydarzeniach. Czułam się zmęczona, jednak podniosłam się z łóżka, aby odebrać telefon. Na wyświetlaczu pokazał się bardzo dobrze znany mi napis.
"Ross dzwoni..."
Nie miałam najmniejszej ochoty rozmawiać z tym małym gnojkiem. Moje ciało sprzeciwiło się mojemu rozumowi. Dłoń odebrała telefon. Nie odzywałam się jednak ani słowem.
-Daniela? Proszę, spotkajmy się... Przyjadę do ciebie. Tylko 5 minut. Proszę cię! Wszystko ci wyjaśnię, będziesz mogła pytać o co tylko chcesz. Będę z Rikerem za pół godziny. Proszę. - rozłączyłam się, prychając. On ma w ogóle jeszcze czelność prosić mnie o jakiekolwiek spotkanie? Jednak dałam mu szansę. Tak właśnie zawsze robię. Jestem naiwna i głupia. Nie uczę się na własnych błędach. Co może poradzić kobieta, której crush bardzo jej się podoba? Napisałam mu smsa, że mają tylko 5 minut, choć i tak wiedziałam, że takie sytuacje zazwyczaj się rozciągają w nieskończoność. Nie miałam ochoty godzić się z nimi. Chciałam tylko znać prawdę. Wszystko. Od początku, do końca. W pośpiechu umyłam się, po czym przygotowałam się do spotkania. Tym razem jednak, ani nie malowałam twarzy, ani nawet nie nakładałam jakiegoś ekstra stroju. Nałożyłam zwykłe domowe dresy, rozciągnięty, niebieski T-shirt i sweterek. Włosy związałam w nienaganny kok. Kiedy usłyszałam dzwonek, zeszłam po schodach. Nie było to schodzenie dosyć szybkie. Nigdzie mi się nie spieszyło. Dźwięk dzwonka nie przestawał rozchodzić się po całym domu. Znalazłszy się tuż przed drzwiami, otworzyłam je. Dłonią pokazałam blondynom, że mogą wejść do środka, a ja cofnęłam się, kierując się w stronę salonu. Byłam sama w domu. Całe szczęście. Nie chciałabym, aby ktokolwiek usłyszał, w jakie bagno się, poniekąd, wpakowałam. Siadając na fotelu przy kominku, złożyłam ręce na piersi i czekałam, aż któryś z nich opowie mi co i jak. Tak jak chciałam, pierwszy odezwał się Riker. Nie chciałam słyszeć chwilowo głosu Rossa. Denerwowało mnie wszystko w tym chłopaku. Po prostu, miałam ochotę go zabić. Z resztą, moje uczucia co do Rikera nie były lepsze, ale wybrałam mniejsze zło.
-Um, a więc zacznę od tego, że kiedy byliśmy biedni, jakieś pięć lat temu, wyrzucono nas na ulice. Nasz ojciec zostawił nas przez coraz większą biedę, a matka musiała pracować za dwoje, żeby utrzymać nas wszystkich. Została prostytutką... - zaśmiał się delikatnie pod nosem. Najwidoczniej jego to bawiło. Podniosłam brew do góry.
-...znalazła sobie faceta, był miliarderem. Wiesz skąd brał kasę? - spojrzał na mnie, podnosząc prawą brew do góry. Kiedy nie odpowiadałam, zawahał się.
-No cóż, skąd mogłabyś wiedzieć... Był dealerem! Wow, nowość, co? Na początku nikt z nas tego nie wiedział, ba! Nawet nikt się nie spodziewał. Facet zgrywał pozory porządnego obywatela, a tymczasem, odstawiał numery. Prawie nigdy nie bywał w domu. No, ale fakt faktem, przeprowadziliśmy się do jego willi. Wtedy zaczęły się problemy. Matka zaszła ponownie w ciążę, ale Randy nie chciał o tym słyszeć. Nie był gotowy na nowe dzieci. - Riker prychnął, śmiejąc się z kpiną. Jego głos nieco zadrżał na końcu zdania, ale był twardzielem. Przynajmniej takiego zgrywał. Przez to, nie zapłakał.
-Rydel uciekła z domu. Miała chłopaka w jej wieku. Nie było problemu. Z resztą, dalej są razem. - widząc moją zmieszaną minę, od razu wyjaśnił, że Rydel to jego młodsza siostra. Była starsza od Rossa o 3 lata. Była dosyć wysoka. Podobnie, jak blondyni, miała farbowane włosy tego samego koloru, co oni. Zawsze chodziła uśmiechnięta. Wyznaczała trendy w modzie na ich osiedlu.
-Ross uciekł w Disneya. Był zawalony pracą. Mieliśmy swój zespół, wraz z Rocky'm i Ellingtonem. Spotykaliśmy się rzadko, ale od czasu do czasu udało nam się grywać tam i tu. W końcu zamieszkaliśmy razem. Za to, co zarobiliśmy, grając koncerty, kupiliśmy niewielkie mieszkanie na obrzeżach Los Angeles. Byliśmy szczęśliwi. - chłopak przerwał. Spojrzałam na jego nadgarstki. Zaczął bawić się bransoletką, na której widniało jego imię. Machnął grzywką, jak to ma w zwyczaju. Spojrzałam na Rossa. Jego twarz nie pokazywała żadnych emocji. Wyglądali, jakby mówili tę gadkę milion razy. Z powrotem skierowałam wzrok na piecyk, w którym środku żarzył się ogień. Starszy chłopak wyjaśnił kim była reszta zespołu. Szczerze? Miałam to gdzieś. Po co mi to w ogóle mówił? Nie interesował mnie ich zespół i ich cholerne problemy. Ludzie mają gorzej - są biedni, nie mają gdzie mieszkać, nie mają nikogo. R5, bo taką nosił nazwę ich zespół, byli a) bogaci, b) mieli dom i c) mieli siebie i rodzinę. Było mi niedobrze od tej całej gadki, jednak nie dałam za wygraną. Słuchałam dalej, kiedy tylko Riker zaczął mówić.
-Randy znalazł nas. Przez niego wpakowałem się w bycie dealerem. Zabrał nam wszystkie oszczędności i powiedział, że zwróci, jak będę mu pomagał. Z tego nigdy nie ma ucieczki... - poruszył głową z niedowierzaniem. 
= No jasne. Na pewno wam uwierzę... Macie idealne życie i chcecie mi powiedzieć, że jakiś Randy, czy jak mu tam, wam je zepsuł? Pf. Człowiek ma własną wolę i swój wybór, idioci. =
Pomyślałam. Myśli chodziły, dosłownie, płynęły mi po głowie, jak woda na statku podczas powodzi. Zalewały otwory, w które tylko mogły 'wejść', niczym jakiś wirus, którego nie da się usunąć. Kiedy chłopak skończył opowieść, przewróciłam tylko oczami i spojrzałam na Rossa. Miał łzy w oczach. Przetarł rękawem oczy, myśląc, że nie widzę. Udawał twardziela, podobnie jak jego starszy brat, jednak u niego, była to jedynie maska zakładana, aby ludzie sądzili, jaki jest cudowny. Społeczeństwo lubi takich właśnie ludzi - twardzieli bez uczuć, bogatych i przystojnych macho. Chłopak spojrzał na mnie. Czułam, jakby jego wzrok, dosłownie, pytał mnie czy może mówić. Pokazałam mu ręką, żeby zaczynał, po czym spojrzałam na zegarek. Miał 2 minuty. Ha, zapewne, jak zawsze, wszystko się przeciągnie, ale co mi tam! Ross skrzyżował palce, łącząc swoje dłonie, a lewą nogę ułożył na swojej prawej. 
-Tak, zaczynałem od Disneya, wszystko zeszło na muzykę po niedługim czasie. Chciałem wypromować zespół i wyrwać się z tego bagna. Nie mieliśmy idealnego życia. Nie mamy idealnego życia. Nie będziemy mieć idealnego życia. Osoba taka, jak ty, powinna dobrze wiedzieć, co to znaczy być samotnym, biednym, czy zagubionym. Brałem narkotyki ze dwa razy w życiu. Nigdy nie byłem uzależniony. Nie kręciło mnie to świństwo. Tym drugim razem był czas, kiedy do ciebie zadzwoniłem, tamtego wieczoru, kiedy trafiłem do szpitala. - zatrzymał opowieść, uśmiechając się. Kręcił nadgarstkiem tak, aby druga ręka miała swobodę ruszania bransoletką zrobioną z muliny zapewne przez jednego z fanów. 
-Umm... Tak. Riker wszystko załatwił. Miałem dojść do siebie szybko i wiedział, że ty mnie z n a j d z i e s z. - ostatnie słowo podkreślił, mając na myśli to, że był to podstęp.
-Dał mi jakieś świństwo. Wyszedłem z tego szybko. Tak, cierpiałem. To nie były gierki. To nie była gra Nintendo, którą możesz od tak do cholery wyłączyć, Daniela. To było straszne. Jednak Riker był winny pieniądze typom, a my nie mieliśmy ich aż tyle, ile zażądali... - spojrzał na mnie. Odwróciłam wzrok.
-...Wtedy, gdy rozmawiałaś z nim, gdy cię porwali, powiedział mi, że wychodzi, bo prawdopodobnie tobie się coś stanie. Uciekłem ze szpitala. Znalazłem jednego z nich nieopodal. Oddałem im część szmalu, jednak on zażądał całą sumę. Powiedziałem, że zwrócimy. Telefon zostawiłem mojej siostrze, która przekazała mi, że dzwoniłaś. Wiedziałem, że jesteś w szpitalu, więc poszedłem po wypis. Razem z Rikerem spotkaliśmy się przy gabinecie lekarskim i wyszliśmy na parking. Chwilę później wyszłaś ty. Wyglądałaś pięknie, mimo tego, że twój strój i twój wygląd nieco różniły się od ubrania, w którym tego dnia do mnie przyszłaś. 
= Bla, bla, bla. Typowa gadka faceta, kiedy wie, że jest winny. "Ładna jesteś". Czy on naprawdę do cholery myśli, że to wszystko naprawi? Że rzucę mu się w ramiona i przeproszę? Że będę im wdzięczna za uratowanie mojego życia? Pierdolenie. Złudne nadzieje chłopaków. =
Ponownie pomyślałam, po czym wstałam z miejsca i pokazałam im dłonią, że mają wyjść.
-Nie chcę was już więcej widzieć! Wynoście się! Zejdźcie mi z oczu! - wykrzyczałam, gdy otwierałam drzwi wyjściowe. Blondyni szybko wyszli, a ja zamknęłam drzwi, po czym zjechałam po nich ze łzami. Nie minęła nawet chwila, a ja byłam już cała we łzach. Objęłam rękoma nogi, siedząc na podłodze, i schowałam twarz w dłonie. W tej chwili chciałam umrzeć, jednak wiedziałam, że i tak się nie zabiję. Nie mam silnej woli. W ogóle.


_______________________________________________________________________
No i wreszcie jest! Mam nadzieję, że wam się podoba :D

wtorek, 24 czerwca 2014

VIII "EVERYONE IS FAKE"

Obudziłam się niewiele później na tylnym siedzeniu niezbyt dużego samochodu. Usłyszałam tylko rozmowę. Obie osoby krzyczały.
-Jesteś winny nam kupę kasy, Lynch! - odezwał się mężczyzna z bardzo grubym i niskim głosem. Podnosząc się delikatnie, zobaczyłam, że jest on umięśniony. Ręce złożone miał na klatce piersiowej. 
-Wiem, Colton.. Wypuść ją, nie jest niczemu winna! - Riker powiedział głośniej. Mięśniak się zaśmiał, tak jak jego współpracownicy.
-Tak się składa, że najbardziej zaboli cię, gdy dziewczyna, na której mocno ci zależy, zostanie mocno skrzywdzona... - Colton przerwał, pokazując głową w moją stronę. Skądś wiedział, że już się obudziłam. Dwóch chłopaków, nie mających nawet 20 lat, podeszło w stronę drzwi obok mnie. Jeden otworzył drzwi, a drugi mnie wyciągnął, szarpał mną mocno. Drugi zaczął popychać mnie w stronę swojego szefa. Gdy byliśmy tuż obok niego, pociągnął mnie za włosy. Łzy ponownie poleciały mi z oczu. Riker zrobił krok do przodu, powoli. 
-Ha, czy ty serio myślisz, że pozwolimy ci uratować ją i nie zapłacić? Chyba jesteś śmieszny! - szef 'gangu' wybuchnął śmiechem, a jego 'współpracownicy' wraz z nim. 
-Albo płacisz teraz, gnoju, albo twój dziwkowaty brat nigdy nie wybaczy ci tego, że pozwoliłeś tej małej suce zginąć! - odezwał się ponownie Colton. Spojrzałam na Rikera proszącym głosem. Jeden z chłopców przyłożył mi nóż do gardła. zaczęłam piszczeć, jednak mój pisk przytłumiła taśma, którą zaklejone były moje usta. Stałam nieruchomo, wiedząc, że to nie jest żaden pieprzony głupi żart. Riker podszedł do samochodu i wyjął wielką walizkę z, jak się domyślałam, kupą forsy. Podał ją mięśniakowi, a ten rozkazał młodym mnie puścić. Od razu podbiegłam w stronę Rikera, jednak ominęłam go, nie przytuliłam, ani nic. Wsiadłam do jego samochodu cała zapłakana, zapięłam pas, po czym złożyłam ręce na piersiach. Skuliłam się. Czułam się beznadziejnie, jednak nie chciałam zostawać sama, mimo że w tej chwili miałam ochotę zabić Rikera za to, że to wszystko jego wina. Kiedy blond wsiadł do auta i zajął miejsce kierowcy, zapadła głucha cisza. Chłopak ruszył, nie wiedziałam gdzie. Patrzyłam przez okno. Po niecałej godzinie zatrzymaliśmy się przed szpitalem. Nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Wysiadłam z autobusu, uprzednio odpinając pas, po czym ruszyłam w stronę wejścia głównego szpitala. Szłam szybko, żeby Riker mnie nie dogonił. Gdy weszłam do środka, obróciłam się i zobaczyłam, że samochodu blondyna nigdzie nie ma.Uśmiechnęłam się do siebie delikatnie, wciąż roztrzęsiona. Byłam szczęśliwa, że pojechał. Ruszyłam w stronę sali Rossa. Wszyscy się mi przyglądali. Musiałam wyglądać okropnie. Nie obchodziło mnie to w tej chwili. Gdy wreszcie znalazłam się w sali młodszego brata Rikera, nikogo tam nie było. Sala była zupełnie pusta. Zmieszałam się. Nikt nie mówił mi nic, że Ross wychodzi. Poszłam w stronę gabinetu pielęgniarek. Kiedy zobaczyłam krępą, niską blondynkę, która nosiła strój pielęgniarski, podeszłam do niej.
-Przepraszam... Gdzie jest Ross Lynch? - zapytałam z totalnym zdziwieniem, pokazując kciukiem za siebie. Pielęgniarka pokiwała głową na znak, że nie bardzo wiedziała. Wyciągnęłam telefon, po czym wykręciłam jego numer. Po kilku sygnałach po drugiej stronie słuchawki odezwała się dziewczyna. Jej głos nie był ani zbyt wysoki, ani też niski.
-Tak, słucham? - zapytała. Ross miał dziewczynę? Nidy nic nie mówił... Mój świat złamał się na pół. Liczyłam, że wreszcie mogę być szczęśliwa. Naprawdę go lubiłam. Rozłączyłam się. Poszłam przed siebie, mijając ludzi idących dość powoli. I ja szłam niezbyt szybko. Nawet nie wiem kiedy znalazłam się na korytarzu, który był opustoszony. Oparłam się o ścianę, po czym zjechałam na ziemię. Skuliłam się i mimowolnie zaczęłam płakać. Nie trwało to długo, ponieważ poczułam wielką nienawiść i złość. Wszyscy okazali się nie tymi, którymi wydawali się być. Riker okazał się totalnym kretynem, Ross również. Wstałam z podłogi pokrytej terakotą i udałam się w stronę wyjścia. Na parkingu zobaczyłam Rossa i Rikera. Stali przy szarym ferrari, które najwidoczniej należało do któregoś z nich. Ruszyłam przed siebie, starając się ich ominąć, ale niestety, zauważyli mnie i Ross podbiegł. Nie odzywałam się. Blondyn starał się tłumaczyć, że to nie tak, jak wygląda. Odwróciłam głowę w inną stronę i złożyłam ręce na piersiach. 
-Serio myślicie, że to jest zabawne? - spojrzałam na blondyna obok mnie z wrednym uśmiechem. Podniosłam prawą brew. Chłopak zmieszał się nieznacznie. 
-Ale co jest zabawne, Daniela? O czym ty mówisz? - chłopak najwidoczniej stroił sobie żarty. Prychnęłam, ponownie odwracając wzrok. 
-Najpierw trafiasz do szpitala, lądujemy na pierwszych stronach gazet, mówisz mi, że masz raka, wychodzisz tej samej nocy, czujesz się cudownie... Przed twoim wyjściem porywa mnie dwóch kolesi, chcących mnie zabić, bo twój kochany braciszek jest im winny forsę. Wybacz, nie chcę was znać. - powiedziałam, podnosząc głos, po czym ruszyłam w stronę bramy wjazdowej. Słyszałam tylko kłótnię Rikera i Rossa za plecami, po czym ktoś zaczął za mną biec. Zapewne był to Ross, ale nie odwracałam się. Wsiadłam w taksówkę i pojechałam do domu.



__________________________________________________________________
Jak wam się podoba? Daniela wybaczy Rossowi? Co jest nie tak z Rossem? Dlaczego Riker był winny pieniądze? Co Riker i Ross ukrywają? 


Możecie zgadywać, a nowy rozdział już wkrótce!

sobota, 21 czerwca 2014

VII "CAN U BE HERE... FAST?"

Przybliżyłam swoją twarz do twarzy Rossa, tak jak prosił, a chłopak westchnął, po czym ledwie wydusił z siebie:
-Mam raka tarczycy.- powiedział, usiadłam z powrotem na stołek, na którym przed chwilą siedziałam. To zdanie wstrząsnęło mną. Nigdy nie znałam osoby, która miała raka. Cóż, przynajmniej nie prywatnie. Mój ulubiony aktor umarł, mając raka skóry. Moja ulubiona pisarka miała raka mózgu. Jeszcze gorzej. Rak tarczycy. Dlaczego? Zakryłam usta dłonią. Nie uroniłam łzy, chociaż byłam bardzo sentymentalną osobą. Nie mogłam nic z siebie wydusić. Siedziałam nieruchomo przez kolejne parę minut, a cisza stawała się coraz bardziej niezręczna. W końcu Ross ponownie się odezwał.
-Nie jest źle. Wykryli to u mnie dosyć szybko. Stadium 2. - wyciągnął rękę, żebym ją ujęła w swoje dłonie, ale ja zamiast tego wyszłam z sali. Nie chciałam tracić kolejnego chłopca, na którym mi bardzo zależy. Ruszyłam z powrotem na kanapy w poczekalni. Riker, jak mogłam wywnioskować po jego posturze, drzemał. Postanowiłam usiąść obok niego i poczekać, aż się przebudzi. Musiałam przeprosić go za wszystko i zapytać o szczegóły. Lekarze nic mi nie powiedzą, bo nie jestem nikim z rodziny. Na szczęście, otworzył oczy po niecałych 15 minutach i spojrzał na mnie. Wzdrygnął się.
-Chcę zacząć od tego, że bardzo cię przepraszam za to, co powiedziałam wcześniej.. - podrapałam się po głowie, po czym zaczęłam bawić się paznokciami, patrząc na nie. Riker patrzył na mnie ze skrzyżowanymi rękoma na klatce piersiowej. 
-...Ross powiedział mi wszystko. Głupio mi. - chłopak kiwnął głową na znak, że rozumie, po czym westchnął.
-Takie już jest życie. Pełne niespodzianek i zaskakujących chwil. Raz myślisz, że to koniec, a to dopiero początek. Będzie dobrze, wygra walkę. - spojrzał na mnie ponownie, uśmiechając się. Położył prawą dłoń na mojej dłoni, po czym pogłaskał ją. Wstał. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem w oczach. Poprawił spodnie i odwrócił się na pięcie.
-Pójdę do Rossa. Idź do domu. Nie warto tutaj czekać. - blondyn wskazał kciukiem na salę za nim. Kiwnęłam głową. Wstałam, a chłopak przytulił mnie. Poczułam się dosyć niezręcznie i delikatnie popchnęłam go lewą dłonią.
-Przepraszam, czuję się z tym niezręcznie, eee... - wydusiła z siebie, a chłopak przytaknął, odpowiadając, że jest mu przykro. Idąc w kierunku wyjścia z budynku, pomachałam mu dłonią z uśmiechem. 
Gdy już znalazłam się na zewnątrz, Postanowiłam pójść na most, na którym poznaliśmy się z Rossem. Jak już wcześniej wspomniałam, byłam osobą sentymentalną. Lubiłam wspominać dobre chwile. Wsiadłam do autobusu, jadącego do przystanku parę metrów od mostu i wysiadłam na odpowiednim przystanku. Będąc na moście, usiadłam w tym samym miejscu, gdzie pierwszy raz rozmawialiśmy. Uśmiechnęłam się do siebie.Łza spłynęła mi z oka w dół mojego policzka. To musi być jakiś kurewski żart. Jak to napisał jeden z moich ulubionych pisarzy, "życie nie jest fundacją spełniającą marzenia". Chciałam mieć całkiem normalne życie, z kochającym mnie mężczyzną u boku. Chciałam odwrotności tego, co mam. Ból domaga się, abyśmy go czuli. Spojrzałam w dół. Woda była przezroczysta. Taka czysta. Widziałam ze trzy rybki płynące przed siebie, niczym zając uciekający przed napastnikiem. Były szybkie i według mnie, bały się czegoś. Nie bardzo wiedziałam czego. Spojrzałam na niebo. Robiło się coraz ciemniej. Słońce chowało się za horyzontem, a na niebie pojawiały się gwiazdy. 
= Taki piękny zachód słońca. =
Powiedziałam do siebie, widząc dwie zorze. Jedna była różowa, a druga żółto-pomarańczowa. Uśmiechnęłam się do siebie. Poczułam się senna, ale nie chciałam odbierać sobie przyjemności patrzenia na takie piękne zachody największej gwiazdy naszej galaktyki. Teraz i tak nie wróciłabym tak prędko do domu. Autobusy już prawie nie jeździły, a metrem bałabym się, jeśli mam być szczera. O tej porze pełno złodziei, zabójców, dealerów i gwałcicieli w podziemnych przejściach, a ja byłabym bezbronna. Uśmiechnęłam się do siebie ponownie, wyobrażając sobie Rossa ratującego mnie przed dwoma gwałcicielami, których ramiona były większe od ramion blondyna. Z zamyśleń wyrwał mnie dzwonek mojego telefonu. Był to nieznany numer. Oczywiście, numer pokazał się. Zaczynał się na 01 a reszta numeru miała dużo cyfr. Odebrałam. 
-Słucham? - zapytałam niepewnym i cichym głosem. W słuchawce usłyszałam westchnięcie. 
-E... Daniela? Gdzie jesteś? - to był Riker. Poznałam go po głosie, mimo że nie słyszałam go za dużo razy w moim życiu. Po prostu miał specyficzny akcent i wyróżniającą się barwę. 
-Na moście jakieś pół godziny od szpitala, a co się dzieje? - zapytałam, sądząc, że coś stało się blondynowi. Byłam zaniepokojona. Łatwo było to usłyszeć w moim głosie. Chłopak odpowiedział mi od razu.
-Nic, chciałem tylko zapytać, gdzie jesteś i czy dotarłaś do domu. Po nocy samej dziewczynie trochę ciężko... - odpowiedział trochę głośniej. Zaśmiałam się pod nosem. Fajnie, że się o mnie troszczy, ale dam sobie radę sama. W pewnym momencie usłyszałam kroki za sobą. Nie odwracałam się. Poczułam przerażenie w środku swojego niewielkiego ciała.
-...Riker? Czy możesz tu przyjechać? Szybko...? - zapytałam bardzo cicho, ledwie słyszalnie z pewną obawą w głosie. Chłopak nie rozłączał się.
-Ale o co chodzi? Co się dzieje? - chłopak pytał z paniką. Ze względu na to, że być może miałam być jego szwagierką w przyszłości, nie chciał, żeby coś mi się stało. Dbał o rodzinę. Wiedział, że Ross nie wybaczyłby sobie tego, gdyby coś mi się stało. Trzęsłam się i czułam podenerwowana. 
-Daniela? Jesteś wciąż tam? - zapytał po chwili ciszy, a ja odpowiedziałam bardzo cicho. Łzy zaczęły lecieć mi z oczu. Momentalnie poczułam się bardzo smutna. Czułam, że coś mi się stanie. Moja intuicja nie zawodziła prawie nigdy.
-Proszę, Riker, pospiesz się... - ponagliłam. Usłyszałam, jak rusza samochód po drugiej stronie słuchawki, chłopak odłożył telefon na tapicerkę samochodu, co dało się usłyszeć po dosyć głośnym huku.
-Zaraz tam będę. Nie bój się. - odpowiedział. Faktycznie, serio Riker? Mam się nie bać? A byłeś kiedyś w takiej sytuacji? Bałam się tak cholernie. Czułam, jakby śmierć stanęła mi przed oczami, choć tak wcale jeszcze nie było. W pewnym momencie nie słyszałam już nic poza moim szlochem i głosem Rikera po drugiej stronie słuchawki. Mówił coś, ale nie słyszałam. Poczułam, że ktoś podnosi mnie z miejsca. Nie mogłam się ruszyć. Czułam mięśnie mężczyzny, który mnie trzymał. Głos Rikera wciąż brzmiał po drugiej stronie słuchawki. Słyszałam teraz tylko jego głos, jednak zanikał on z czasem. Wołał. Przyspieszał samochód, po czym hamował z piskiem opon. Musiał być już blisko. Czułam, jak ktoś wkłada mnie do samochodu, którego siedzenia okryte były prawdziwą skórą. Nie mogłam otworzyć oczu. Głos w słuchawce zamilkł. Prawdopodobnie ktoś wyłączył mój telefon. Poczułam, jak zasypiam, najpierw wolno, a potem coraz szybciej. W końcu nie czułam już nic innego, poza głębokim snem. Tak, czułam sen. To niesamowite. 


___________________________________________________________
Dzisiaj dodam następny! Nie uważacie, że akcja nabiera tempa? Nie, spokojnie, to nie koniec problemów, będzie znacznie gorzej :D 

Dobranoc! :)

czwartek, 19 czerwca 2014

VI OVERDOSING?

Następne parę dni spędziłam poza szpitalem, mimo że bardzo chciałam wiedzieć, co dolega blondynowi. Tłumaczyłam sobie jednak, że mam swoje własne życie, które samo się nie przeżyje. Musiałam w końcu znaleźć pracę i wyrwać się ze wspomnień nieszczęsnych ostatnich lat. Chodziłam na rozmowy o pracę średnio 3 razy dziennie. Nie obchodziło mnie jaka ma być to praca. Było mi w tej chwili wszystko jedno, co miałam robić za jakąś, nawet niewielką, sumkę. Do szpitala zajrzałam dopiero po tygodniu. Chłopak wciąż leżał w śpiączce i nie wpuścili mnie do jego sali, jednak usiadłam w poczekalni i czekałam na jakieś wieści. Widziałam ludzi spieszących się w tę i we w tę. W pewnej chwili moje oczy dojrzały tego samego blondyna, który parę dni wcześniej zawitał w moim nowym domu. Był ubrany w jasnożółtą koszulkę na krótki rękaw, a na nogach miał jeansy. Jego włosy były ułożone w ten sam sposób, co wtedy, gdy pierwszy raz go zobaczyłam. Spojrzałam na niego. Chłopak zdawał się zupełnie nie przejmować tym, że patrzę na niego, choć musiał to widzieć. Siedziałam dosłownie parę kroków dalej, na dosyć niewielkiej i już zdecydowanie niewygodnej kanapie. Szedł wolnym krokiem w stronę sali Rossa. Zdziwiło mnie to, ponieważ wstęp miała tam tylko rodzina. Chłopak zniknął za drzwiami sali numer cztery, w której leżał mój znajomy. Cóż, nie do końca był tylko moim znajomym, ale nie potrafiłam nazwać go nikim więcej. Lubiłam go. Naprawdę go lubiłam. Po prostu uczucie, które ukradło z mojego słownika słowa opisujące to, co czuję do blondyna, nie pozwoliło mi na nazwanie go 'przyjacielem', a już na pewno nie 'ukochanym'.
Na stojaku na gazety po mojej prawej stronie znajdowały się dwa magazyny dla młodzieży. Nie czytałam prasy tego typu, ale zawsze warto czymś zabić nudę, prawda? Wzięłam więc pierwszy lepszy i zaczęłam czytać. Britney Spears ma nowego chłopaka. Demi Lovato wydała nową piosenkę. Nick Jonas widziany z nową dziewczyną. Ross Lynch w szpitalu. Peter Ga.... Zaraz. Co? Przeczytałam to zdanie jeszcze pięć razy. Skąd oni to wiedzą? Wszystko odbywało się poza obecnością paparazzi. Otworzyłam na odpowiedniej stronie i zaczęłam czytać.
"Znana gwiazda Disneya, Ross Lynch, parę dni temu trafił do szpitala. Lekarze podejrzewają przedawkowanie, ale nic pewnego. Byłby to jego pierwszy taki wyskok. Czy Disney dalej będzie chciał współpracować z osobą, która nie stroni od narkotyków?"
Pod spodem zauważyłam nasze zdjęcie. NASZE zdjęcie. Zdjęcie, na którym niosę blondyna. Podpis wskazywał, że jestem jego nową dziewczyną. Nienawidziłam plotek. Prawie żadna z nich nie miała ziarenka prawdy o osobie, o której mówiła. NIE byliśmy razem. Odłożyłam gazetę. Byłam wściekła. Wstałam z kanapy i nerwowym krokiem chodziłam w tę i we w tę. W pewnym momencie podszedł do mnie chłopak z grzywką ułożona z prawej na lewą stronę. Spojrzałam na niego.
-E... Jestem Riker. Jestem bratem Rossa. Obudził się i pytał o ciebie... - chłopak spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się, po czym ruszyłam w stronę sali chłopaka. Nie miałam zamiaru odzywać się do niego, wiedząc teraz, ze najprawdopodobniej jest dealerem. Ross na 99% przedawkował prochy, które dał mu własny brat. To nienormalne. Chłopak złapał mnie za ramię i przyciągnął do siebie.
-W co ty pogrywasz? - spojrzał w moje pełne przerażenia oczy. W pewnym momencie puścił mnie i skierował swój palec wskazujący w moją stronę.
-Ty coś wiesz... - powiedział ciszej, ale groźniejszym głosem. Prychnął.
-Co wiesz? - podniosłam prawą brew do góry, a ręce skrzyżowałam na piersiach.
-Jesteś dealerem i dałeś Rossowi narkotyki. Dlatego on teraz jest tam... - wskazałam na salę numer cztery, w której chłopak leżał. Riker podniósł obie brwi. Jego źrenice rozszerzyły się znacznie.
-...i męczy się. Jesteś totalnym idiotą. Gratulacje wygrania nagrody dla debila roku. Odbiór w śmietniku za rogiem. - uśmiechnęłam się wyraźnie dumna z siebie i ruszyłam w stronę sali. Chłopak stał w tym samym miejscu, wyraźnie zbity z tropu. Podrapał się po głowie, co zobaczyłam kątem oka, wchodząc do sali. Przymknęłam drzwi.
-Cześć... - Ross wydobył z siebie. Brzmiało to bardziej jak jęknięcie, ale nie przeszkadzało mi to.
-Hej, Ross. Jak się czujesz? - usiadłam na stołku obok łóżka, poprawiając włosy, które opadły mi na twarz.
-Lepiej... Tak sądzę. - odchrząknął. Wyglądał potwornie. Miał wory pod oczami. Jego oczy były czerwone. Otwierał je z trudem. Złapał mnie za rękę, jednak cofnęłam ją. 
-Proszę, zbliż się, chcę ci coś powiedzieć... - poprosił jękliwym głosem, a ja wstałam i zbliżyłam swoją twarz do jego. Poczułam szybsze bicie własnego serca. Chłopak spojrzał mi w oczy.



________________________________________________________________
O jeju! Kocham ten rozdział haha! Jutro zobaczycie, co będzie dalej, a tym czasem zgadujcie w komentarzach :D ♥
Dziękuję za wszystkie komentarze i za to, że naprawdę chce wam się to czytać :)

EDIT: Wiem, że pisze się 'diler' po polsku, ale jakoś wole pisać 'dealer' z angielskiego ;D