Długo nie mogłam zasnąć, mimo że byłam bardzo zmęczona. Myślałam o wydarzeniach dnia dzisiejszego. Nie dawało mi to spokoju.
[[ następnego ranka ]]
Nie pamiętałam nic z ostatnich paru godzin. Obudził mnie dzwonek mojego telefonu komórkowego. W ogóle nie wiedziałam, że byłam zdolna do zaśnięcia po tak ekscytujących, aczkolwiek negatywnie, wydarzeniach. Czułam się zmęczona, jednak podniosłam się z łóżka, aby odebrać telefon. Na wyświetlaczu pokazał się bardzo dobrze znany mi napis.
"Ross dzwoni..."
Nie miałam najmniejszej ochoty rozmawiać z tym małym gnojkiem. Moje ciało sprzeciwiło się mojemu rozumowi. Dłoń odebrała telefon. Nie odzywałam się jednak ani słowem.
-Daniela? Proszę, spotkajmy się... Przyjadę do ciebie. Tylko 5 minut. Proszę cię! Wszystko ci wyjaśnię, będziesz mogła pytać o co tylko chcesz. Będę z Rikerem za pół godziny. Proszę. - rozłączyłam się, prychając. On ma w ogóle jeszcze czelność prosić mnie o jakiekolwiek spotkanie? Jednak dałam mu szansę. Tak właśnie zawsze robię. Jestem naiwna i głupia. Nie uczę się na własnych błędach. Co może poradzić kobieta, której crush bardzo jej się podoba? Napisałam mu smsa, że mają tylko 5 minut, choć i tak wiedziałam, że takie sytuacje zazwyczaj się rozciągają w nieskończoność. Nie miałam ochoty godzić się z nimi. Chciałam tylko znać prawdę. Wszystko. Od początku, do końca. W pośpiechu umyłam się, po czym przygotowałam się do spotkania. Tym razem jednak, ani nie malowałam twarzy, ani nawet nie nakładałam jakiegoś ekstra stroju. Nałożyłam zwykłe domowe dresy, rozciągnięty, niebieski T-shirt i sweterek. Włosy związałam w nienaganny kok. Kiedy usłyszałam dzwonek, zeszłam po schodach. Nie było to schodzenie dosyć szybkie. Nigdzie mi się nie spieszyło. Dźwięk dzwonka nie przestawał rozchodzić się po całym domu. Znalazłszy się tuż przed drzwiami, otworzyłam je. Dłonią pokazałam blondynom, że mogą wejść do środka, a ja cofnęłam się, kierując się w stronę salonu. Byłam sama w domu. Całe szczęście. Nie chciałabym, aby ktokolwiek usłyszał, w jakie bagno się, poniekąd, wpakowałam. Siadając na fotelu przy kominku, złożyłam ręce na piersi i czekałam, aż któryś z nich opowie mi co i jak. Tak jak chciałam, pierwszy odezwał się Riker. Nie chciałam słyszeć chwilowo głosu Rossa. Denerwowało mnie wszystko w tym chłopaku. Po prostu, miałam ochotę go zabić. Z resztą, moje uczucia co do Rikera nie były lepsze, ale wybrałam mniejsze zło.
-Um, a więc zacznę od tego, że kiedy byliśmy biedni, jakieś pięć lat temu, wyrzucono nas na ulice. Nasz ojciec zostawił nas przez coraz większą biedę, a matka musiała pracować za dwoje, żeby utrzymać nas wszystkich. Została prostytutką... - zaśmiał się delikatnie pod nosem. Najwidoczniej jego to bawiło. Podniosłam brew do góry.
-...znalazła sobie faceta, był miliarderem. Wiesz skąd brał kasę? - spojrzał na mnie, podnosząc prawą brew do góry. Kiedy nie odpowiadałam, zawahał się.
-No cóż, skąd mogłabyś wiedzieć... Był dealerem! Wow, nowość, co? Na początku nikt z nas tego nie wiedział, ba! Nawet nikt się nie spodziewał. Facet zgrywał pozory porządnego obywatela, a tymczasem, odstawiał numery. Prawie nigdy nie bywał w domu. No, ale fakt faktem, przeprowadziliśmy się do jego willi. Wtedy zaczęły się problemy. Matka zaszła ponownie w ciążę, ale Randy nie chciał o tym słyszeć. Nie był gotowy na nowe dzieci. - Riker prychnął, śmiejąc się z kpiną. Jego głos nieco zadrżał na końcu zdania, ale był twardzielem. Przynajmniej takiego zgrywał. Przez to, nie zapłakał.
-Rydel uciekła z domu. Miała chłopaka w jej wieku. Nie było problemu. Z resztą, dalej są razem. - widząc moją zmieszaną minę, od razu wyjaśnił, że Rydel to jego młodsza siostra. Była starsza od Rossa o 3 lata. Była dosyć wysoka. Podobnie, jak blondyni, miała farbowane włosy tego samego koloru, co oni. Zawsze chodziła uśmiechnięta. Wyznaczała trendy w modzie na ich osiedlu.
-Ross uciekł w Disneya. Był zawalony pracą. Mieliśmy swój zespół, wraz z Rocky'm i Ellingtonem. Spotykaliśmy się rzadko, ale od czasu do czasu udało nam się grywać tam i tu. W końcu zamieszkaliśmy razem. Za to, co zarobiliśmy, grając koncerty, kupiliśmy niewielkie mieszkanie na obrzeżach Los Angeles. Byliśmy szczęśliwi. - chłopak przerwał. Spojrzałam na jego nadgarstki. Zaczął bawić się bransoletką, na której widniało jego imię. Machnął grzywką, jak to ma w zwyczaju. Spojrzałam na Rossa. Jego twarz nie pokazywała żadnych emocji. Wyglądali, jakby mówili tę gadkę milion razy. Z powrotem skierowałam wzrok na piecyk, w którym środku żarzył się ogień. Starszy chłopak wyjaśnił kim była reszta zespołu. Szczerze? Miałam to gdzieś. Po co mi to w ogóle mówił? Nie interesował mnie ich zespół i ich cholerne problemy. Ludzie mają gorzej - są biedni, nie mają gdzie mieszkać, nie mają nikogo. R5, bo taką nosił nazwę ich zespół, byli a) bogaci, b) mieli dom i c) mieli siebie i rodzinę. Było mi niedobrze od tej całej gadki, jednak nie dałam za wygraną. Słuchałam dalej, kiedy tylko Riker zaczął mówić.
-Randy znalazł nas. Przez niego wpakowałem się w bycie dealerem. Zabrał nam wszystkie oszczędności i powiedział, że zwróci, jak będę mu pomagał. Z tego nigdy nie ma ucieczki... - poruszył głową z niedowierzaniem.
= No jasne. Na pewno wam uwierzę... Macie idealne życie i chcecie mi powiedzieć, że jakiś Randy, czy jak mu tam, wam je zepsuł? Pf. Człowiek ma własną wolę i swój wybór, idioci. =
Pomyślałam. Myśli chodziły, dosłownie, płynęły mi po głowie, jak woda na statku podczas powodzi. Zalewały otwory, w które tylko mogły 'wejść', niczym jakiś wirus, którego nie da się usunąć. Kiedy chłopak skończył opowieść, przewróciłam tylko oczami i spojrzałam na Rossa. Miał łzy w oczach. Przetarł rękawem oczy, myśląc, że nie widzę. Udawał twardziela, podobnie jak jego starszy brat, jednak u niego, była to jedynie maska zakładana, aby ludzie sądzili, jaki jest cudowny. Społeczeństwo lubi takich właśnie ludzi - twardzieli bez uczuć, bogatych i przystojnych macho. Chłopak spojrzał na mnie. Czułam, jakby jego wzrok, dosłownie, pytał mnie czy może mówić. Pokazałam mu ręką, żeby zaczynał, po czym spojrzałam na zegarek. Miał 2 minuty. Ha, zapewne, jak zawsze, wszystko się przeciągnie, ale co mi tam! Ross skrzyżował palce, łącząc swoje dłonie, a lewą nogę ułożył na swojej prawej.
-Tak, zaczynałem od Disneya, wszystko zeszło na muzykę po niedługim czasie. Chciałem wypromować zespół i wyrwać się z tego bagna. Nie mieliśmy idealnego życia. Nie mamy idealnego życia. Nie będziemy mieć idealnego życia. Osoba taka, jak ty, powinna dobrze wiedzieć, co to znaczy być samotnym, biednym, czy zagubionym. Brałem narkotyki ze dwa razy w życiu. Nigdy nie byłem uzależniony. Nie kręciło mnie to świństwo. Tym drugim razem był czas, kiedy do ciebie zadzwoniłem, tamtego wieczoru, kiedy trafiłem do szpitala. - zatrzymał opowieść, uśmiechając się. Kręcił nadgarstkiem tak, aby druga ręka miała swobodę ruszania bransoletką zrobioną z muliny zapewne przez jednego z fanów.
-Umm... Tak. Riker wszystko załatwił. Miałem dojść do siebie szybko i wiedział, że ty mnie z n a j d z i e s z. - ostatnie słowo podkreślił, mając na myśli to, że był to podstęp.
-Dał mi jakieś świństwo. Wyszedłem z tego szybko. Tak, cierpiałem. To nie były gierki. To nie była gra Nintendo, którą możesz od tak do cholery wyłączyć, Daniela. To było straszne. Jednak Riker był winny pieniądze typom, a my nie mieliśmy ich aż tyle, ile zażądali... - spojrzał na mnie. Odwróciłam wzrok.
-...Wtedy, gdy rozmawiałaś z nim, gdy cię porwali, powiedział mi, że wychodzi, bo prawdopodobnie tobie się coś stanie. Uciekłem ze szpitala. Znalazłem jednego z nich nieopodal. Oddałem im część szmalu, jednak on zażądał całą sumę. Powiedziałem, że zwrócimy. Telefon zostawiłem mojej siostrze, która przekazała mi, że dzwoniłaś. Wiedziałem, że jesteś w szpitalu, więc poszedłem po wypis. Razem z Rikerem spotkaliśmy się przy gabinecie lekarskim i wyszliśmy na parking. Chwilę później wyszłaś ty. Wyglądałaś pięknie, mimo tego, że twój strój i twój wygląd nieco różniły się od ubrania, w którym tego dnia do mnie przyszłaś.
= Bla, bla, bla. Typowa gadka faceta, kiedy wie, że jest winny. "Ładna jesteś". Czy on naprawdę do cholery myśli, że to wszystko naprawi? Że rzucę mu się w ramiona i przeproszę? Że będę im wdzięczna za uratowanie mojego życia? Pierdolenie. Złudne nadzieje chłopaków. =
Ponownie pomyślałam, po czym wstałam z miejsca i pokazałam im dłonią, że mają wyjść.
-Nie chcę was już więcej widzieć! Wynoście się! Zejdźcie mi z oczu! - wykrzyczałam, gdy otwierałam drzwi wyjściowe. Blondyni szybko wyszli, a ja zamknęłam drzwi, po czym zjechałam po nich ze łzami. Nie minęła nawet chwila, a ja byłam już cała we łzach. Objęłam rękoma nogi, siedząc na podłodze, i schowałam twarz w dłonie. W tej chwili chciałam umrzeć, jednak wiedziałam, że i tak się nie zabiję. Nie mam silnej woli. W ogóle.
_______________________________________________________________________
No i wreszcie jest! Mam nadzieję, że wam się podoba :D