czwartek, 12 czerwca 2014

III THE DEAL

Następnego dnia, tj. w środę, wstałam obudzona dźwiękiem budzika o 8.30, żeby zdążyć przygotować się do spotkania. Byłam w świetnym humorze. Zerwałam się z łóżka i ruszyłam w stronę łazienki, gdzie wzięłam długą, trwającą pół godziny, kąpiel, podczas której umyłam także włosy. Wychodząc z wanny, otuliłam się ręcznikiem, a drugim zawinęłam mokre włosy. Wyjęłam korek z dziurki wanny odprowadzającej wodę do rury, po czym wyszłam z łazienki. Z szafy wyjęłam zwiewną, jasnoniebieską, sięgającą kolan, sukienkę. Była trochę za szeroka, bo dużo schudłam od czasu, kiedy ją kupiłam, ale całkiem nieźle w niej wyglądałam. Z głowy zdjęłam ręcznik, pozwalając moim włosom delikatnie opaść na ramiona. Poprawiłam nieco ramiączka sukienki, po czym szczotką przeczesałam włosy. Miałam to szczęście, że nie były one zbyt problemowe. Nie chciałam się zbytnio stroić, więc rozczesując włosy, jedynie suszyłam je. Gdy były już suche, jeszcze raz rozczesałam je i zostawiłam. Moja twarz była wycieńczona i wyglądała okropnie. Całą twarz umalowałam więc na tyle delikatnie, żeby nie było widać całego makijażu aż tak dokładnie. Okręciłam się przed lustrem i uśmiechnęłam się do siebie. Wyglądałam ładnie, pierwszy raz od kilku dni. Podeszłam do etażerki i wzięłam telefon do ręki. Ekran wskazywał godzinę 9.30. Miałam jeszcze pół godziny do umówionego spotkania, więc usiadłam w salonie i włączyłam telewizor. W telewizji aż huczało od tego, że dzisiaj jest premiera adaptacji filmowej Johna Greena pt. 'The Fault In Our Stars' ('Gwiazd Naszych Wina'). Czytałam książkę parę miesięcy temu i musiałam przyznać, była cudowna. Wtedy mówiłam do siebie, że pójdę na ten film... Teraz nie mam pieniędzy, więc nie będę miała biletów, co wszystko, ale to wszystko zmienia. Westchnęłam pod nosem. Przełączałam z kanału na kanał, aż doszłam do jakiegoś porannego dziennika informacyjnego. Same nudy, ale lubiłam wiedzieć, co dzieje się w świecie. W Polsce odbędą się wybory na prezydenta. Na Cyprze trwa wojna domowa. W Brazylii odbywa się Olimpiada. W Niemczech wybudowano nowy Disneyland. Oh, cudownie. Dzisiaj urodziny B. Obamy. Kogo to obchodzi? To jego życie, a nie życie miliardów ludzi na całym świecie. Nie musza o tym trąbić w każdej możliwej telewizji. Nigdy tego nie rozumiałam. "Do Kolumbii zawitał Michael Jackson. Zagra tam serię koncertów charytatywnych." Super. Nie mieszkamy w Kolumbii, przypominam, więc po co mówić o tym w amerykańskiej telewizji? Paranoja! Korea Północna i Południowa znowu w stanie wojny. Przełączyłam kanał. Akurat leciał jakiś teledysk podobno "znanej" grupy. Nigdy nie słyszałam o tym zespole. Nazywał się R5 i przyznam, piosenka była całkiem dobra. Nazywała się 'Here With Me'. Chyba jakaś całkiem nowa. Była bardzo romantyczna, a teledysk kręcony był w Paryżu. Wyglądał cudownie. Odłożyłam pilota. W teledysku mignął mi dosyć wysoki blondyn, który kogoś mi przypominał. Po chwili zaczął "śpiewać". Ross. Cudownie. Kim jest reszta?
Postanowiłam, że wpiszę w google, gdy tylko wrócę ze spotkania z nim. Nie chciałam pytać blondyna o to osobiście, bo i po co? Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał dokładnie godzinę 10. Wyłączyłam telewizor, po czym podeszłam do lustra, ponownie sprawdzając jak wyglądałam. Nawet nieźle, muszę przyznać. Poprawiłam tylko sukienkę, która lekko się podwinęła i otworzyłam drzwi. 
-Daniela. - blondyn zmierzył mnie od stóp do głów, po czym się uśmiechnął. Ręce miał schowane za plecami. Prawdopodobnie coś tam trzymał. Pewnie kwiaty, jak każdy chłopak, który przychodzi po dziewczynę do jej domu. Nie myliłam się. Po chwili podał mi bukiet czerwonych i różowych róż, dokładnie takich, jakie lubiłam. Wyciągnęłam po nie rękę i przejęłam. 
-To dla ciebie. Mam nadzieję, że ci się podobają. Świetnie wyglądasz. - uśmiech przez dłuższy  czas nie schodził mu z twarzy. Zarumieniłam się.
-Dziękuję. Ty tez całkiem nieźle prezentujesz się w tej koszulce. - miał na sobie koszulkę bez rękawów z logo LA Lakers i dżinsy, takie, jak zazwyczaj nosił. Nic nowego. Uśmiechnęłam się delikatnie, a chłopak się zaśmiał, drapiąc się w głowę.
-Również dziękuję. Idziemy? - rozejrzał się, pokazując na samochód kciukiem. Stał on z tyłu, za nim, przed trawnikiem. Spojrzałam w tamtą stronę. Był to czarny kabriolet. No nieźle, Ross, nieźle. Lubiłam kabriolety, jak byłam dzieckiem. Teraz wolałam droższe i ładniejsze cztery kółka - lamborghini, ferrari i auta z tej półki, ale samochód chłopaka nie był taki zły. Powiedziałam mu, że odłożę kwiaty i włożę buty i możemy iść.  Przytaknął głową i wszedł za mną do środka. Włożyłam róże do wazonu w salonie, po czym włożyłam buty. Były to jaskrawoniebieskie szpilki na dosyć wysokim obcasie. Kupiłam je, jak tylko tu przyjechałam. O dziwo, były jeszcze dobre. Uśmiechnęłam się do niego, biorąc torebkę z blatu z przedpokoju. Wyjęłam klucze, wychodząc wraz z chłopakiem, po czym zamknęłam dom. 

[[ pół godziny później ]]
Jechaliśmy S. Vernon Ave, potem skręciliśmy w Santa Monica Freeway (droga szybkiego ruchu), dojechaliśmy aż do jej końca, na Santa Monica Pier (molo). Oboje zgodziliśmy się, że plaża ta jest zbyt nudna, więc jechaliśmy dalej. Pacific Coast Highway, o tak! Uwielbiałam tę autostradę, ponieważ rozciągała się ona niemal dokładnie wzdłuż oceanu. Rozglądałam się za widokami z uśmiechem. Byłam tu raz, czy dwa, ale nie tak wczesną porą. Ten kolor oceanu był cudowny. Zachęcał swoim blaskiem do kąpieli. Po prawej stronie mijaliśmy pieszych. Chyba czekali, aż przejadą samochody, żeby zachwycać się Pacyfikiem. W pewnym momencie samochód stanął. Spojrzałam na Rossa, potem na okolicę. Byliśmy na parkingu tuż przed Point Mugu State Park. Nigdy tu nie byłam. Blondyn wysiadł z samochodu i otworzył drzwi po mojej stronie. Uśmiechnęłam się, wysiadając z auta, potem je za mną zamknął. Ruszyliśmy wzdłuż ścieżek w parku prowadzących tu i ówdzie. Było pięknie. Wszędzie tak zielono i cudownie. Wyobraźcie sobie te wszystkie amerykańskie parki, pełne przeróżnych (niezbyt dzikich) zwierząt, kolorowych roślin. Z rozmyślania wyrwał mnie Ross. Pomachał mi ręką przed nosem. Musiał coś do mnie mówić, ale nie słyszałam.
-Halo, ziemia do Danieli! Słuchasz mnie? - problem w tym, że nie słuchałam. Nie interesowało mnie w tej chwili nic poza widokami w parku. Nie chciałam być wredna.
-Tak, tak. Co mówiłeś, bo się zagapiłam? - odpowiedziałam, spoglądając na chłopaka. Przewrócił oczami. No tak, normalne.
-Chciałem podarować ci te płytę... - przerwał, podając mi płytę ich zespołu. Nosiła tytuł 'R5', tak bardzo oryginalnie. Podobno wychodzi za miesiąc, chciał zrobić mi prezent i pozwolić mi przesłuchać jako jednej z pierwszych osób. Słodko.
-...i pożyczyć tę książkę. Pamiętasz naszą umowę, mam nadzieję? - spojrzał na mnie z pytającym wyrazem twarzy. Kiwnęłam głową na znak, że pamiętałam. Wyjęłam z torebki moją ulubioną książkę i podałam mu, a na jej miejscu znalazła się książka od chłopaka. Będzie ciekawie. Ruszyliśmy dalej aleją.


_____________________________________________
Jutro dalszy ciąg. Mam nadzieję, że się podoba :)

5 komentarzy:

  1. Akcj się rozkręca widzę ;> Czekam na nowey rozdział!

    P.s. zajrzyj, jak możesz: the-story-of-auslly.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Chcę już nexta... dawaj! Nie no, nie mogę. Ciekawe czy Daniela się spyta o braci Rossa i zespole :) czekam czekam i będę czekać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. wiedziałam,że nawiążesz do The Fault in Our Stars :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny rozdział, chyba przeczytam sobie o czym jest ten film The Fault in Our stars :)

    OdpowiedzUsuń